Kresowa tułaczka- i co dalej? - Muchobór Wielki we Wrocławiu
Anna Budzińska
Pisałam już o gehennie naszych przodków, którzy zmuszeni byli opuścić swoje domy na Kresach i w towarowych wagonach tygodniami przemierzali cały kraj, aby osiąść na Ziemiach Zachodnich. Wrocław był wtedy bardzo zburzony, ale i tu odradzało się życie.
1-Zburzony Wrocław
Chcę przybliżyć te pierwsze dni, miesiące, lata w powojennej Polsce- jakie one były dla naszych Kresowian?
To już kolejna część cyklu, tym razem o Muchoborze Wielkim, który teraz jest dzielnicą Wrocławia a kiedyś…
Pisałam już o gehennie naszych przodków, którzy zmuszeni byli opuścić swoje domy na Kresach i w towarowych wagonach tygodniami przemierzali cały kraj, aby osiąść na Ziemiach Zachodnich. Wrocław był wtedy bardzo zburzony, ale i tu odradzało się życie.
1-Zburzony Wrocław
Chcę przybliżyć te pierwsze dni, miesiące, lata w powojennej Polsce- jakie one były dla naszych Kresowian?
To już kolejna część cyklu, tym razem o Muchoborze Wielkim, który teraz jest dzielnicą Wrocławia a kiedyś…
Jest sporo wspomnień i opracowań dotyczących tych czasów we Wrocławiu, rozmawiałam na ten temat z wieloma ludźmi.
Wybrałam tym razem wspomnienia Michała Sobkowa, bo są nie tylko interesujące, ale dotyczą peryferyjnego osiedla blisko którego teraz mieszkam i dobrze je znam.
Książkę z tymi wspomnieniami znalazłam w naszej bibliotece i widać, że również ktoś z sąsiedztwa ją czytał, bo zaznaczał fragmenty dotyczące Muchoboru Wielkiego.
Michał Sobków- „ Historio, historio…”
Już sam tytuł książki zmusza do refleksji, a także kojarzy mi się z innym tytułem- piosenki. Tytuł książki brzmi: „ Historio, historio…”, natomiast piosenki tytuł to : „Wojenko, wojenko…” – czyż to przypadkowa zbieżność?
2-Książka Michała Sobkowa
Autor pochodzi z Koropca na Podolu. Koropiec leży nad Dniestrem, między Stanisławowem a Tarnopolem. Dokładniej o rodzinnej miejscowości autora można poczytać w innej książce pana Sobkowa:
3-Koropiec
Książka „Historio, historio…” jest obszerna, zawiera wspomnienia autora od dzieciństwa w Koropcu, poprzez rozdziały o trudnej repatriacji w nieznane, potem o początkach na tych ziemiach, o swoich studiach, praktyce, o latach PRL-u, o wyjazdach na Kresy aż po współczesne czasy. Warto przeczytać całość, jednak ja się skoncentruję na tych początkach po przyjeździe do Wrocławia na Muchobór Wielki.
Transport Kresowian dotarł w listopadzie na stację Brochów- tam kazano im się wyładować. Koczowali przy torach trzy dni i nie wiedzieli co dalej. Nie można było myśleć o zakwaterowaniu w samym mieście, bo przecież nie opuszczą swej krowy żywicielki i konia- które przywieźli ze sobą. Muszą mieć kwaterę z miejscem na bydło.
Rodzinę pana Michała uratował znajomy z sąsiedniej wsi na Podolu. Załadowali furmankę ze swoimi rzeczami pojechali wraz z nim i innymi do podwrocławskiej wsi Muchobór Wielki. Dopiero w 1951 roku miejscowość ta została włączona do Wrocławia.
Czytamy:
„Jedziemy przez Wrocław. Miasto kompletnie zniszczone. Wszędzie pełno gruzów. Ruiny robią przygnębiające wrażenie. (…) Sterczące w niebo pojedyncze ściany spalonych domów, zatarasowane gruzami ulice, poprzewracane tramwaje i dyndające na wietrze druty sieci elektrycznej. Przejazd przez miasto chwilami był karkołomny.
Bywało, że konie musiały się wspinać po spiętrzonych gruzach ku górze, by następnie z jeszcze większą ostrożnością zjechać w dół. Kiedy indziej trzeba było przejeżdżać wąwozami, wokół których sterczały żelastwa zmieszane z gruzem.
Czy to miasto zostanie kiedykolwiek odbudowane? Przekonany byłem, że tę wątpliwość podzielali wszyscy pasażerowie drabiniastego wozu”.
4-gruzy na ulicach
Kresowiacy jechali wozem przez dzisiejszy plac Legionów, potem ulicą Grabiszyńską, aż dotarli do tablicy z nazwą Gross Mochbern. Niemcy mówili, że to Lombryk- nie wiadomo dlaczego.
5-Gross Mochbern
Później nazwano to osiedle Muchobór Wielki. Spacerowałam uliczkami tego osiedla, robiłam zdjęcia i rozmawiałam z mieszkańcami. Dzięki nim dotarłam do dawnej cukrowni i dowiedziałam się więcej o Muchoborze wczoraj i dziś.
Po wojnie osada ta nie była zniszczona. Kresowianie jadąc swoim drabiniastym wozem po drodze mijali piękne wille z umocowanymi na nich biało- czerwonymi chorągiewkami. Autor wspomina:
„W pierwszej chwili widok ten zrobił na mnie wrażenie święta narodowego. Dowiedziałem się jednak, że wcale nie chodzi o święto, a flagi oznaczają, iż te domy są już zarezerwowane dla Polaków. Zarezerwowali je sprytni rodacy dla znajomych rodzin z centralnej Polski. Jeszcze nikt w nich nie mieszka, ale wprowadzić się do nich już nie wolno.”
Czyli było jak zwykle- kto pierwszy, kto silniejszy ten zwyciężał. Pan Sobków opisuje dalej jak znaleźli miejsce dla siebie i zwierząt w domu razem z Niemcami.
Dzisiaj też za niektórymi domami znalazłam takie komórki, które kiedyś pewnie były obórkami.
6-Dawne obórki
Podobno Kresowianie przyjęci tam byli życzliwie, pomimo swych obaw. Wspólne życie pod jednym dachem z Niemcami układało się dobrze. Dzisiaj zobaczyłam taką ławkę ze stolikiem- być może w podobnym miejscu spotykali się kiedyś sąsiedzi.
7- Miejsce spotkań
W osiedlu życie nie było łatwe, ale powoli zaczęło się normować.
„W samym centrum osiedla funkcjonowała już restauracja. Założył ją jakiś przybysz z centralnej Polski. Nie można było jeszcze nigdzie dostać zapałek i nafty, ale mocne trunki już były. Nikt z miejscowej ludności nie przekraczał progu restauracji, bo Niemcy bali się własnego cienia, a Polacy nie mieli pieniędzy. Regularnie natomiast odwiedzali ją sowieccy sołdaci, nie jako goście, tylko w celach wymienno- handlowych.”
No tak, to było dla Rosjan łatwe- ciężkie tobołki wyszabrowanych rzeczy wymieniali na alkohol. Mogę jeszcze dodać, że restauracja nazywała się „Warszawianka” i mieściła się przy ówczesnej ulicy Głównej.
Jeden z mieszkańców wskazał mi ten budynek, jako miejsce pierwszej restauracji:
8-Dawna restauracja
Była też lepsza nowina:
„Wreszcie uruchomiono piekarnię. W domach nie było pieców chlebowych, gazu i energii elektrycznej, więc wszyscy do tej pory piekli placki na płytach kuchennych. Wszystkim nam było wtedy ciężko, i Niemcom, i nam repatriantom, w jednakowej mierze byliśmy też wygłodniali. Pamiętam jak jednego dnia mama posłała mnie do piekarni po chleb. Zanim doszedłem do domu, zjadłem po drodze cały bochenek”.
Przed wojną istniała w tej miejscowości duża cukrownia. Niestety Rosjanie wywieźli z niej całe wyposażenie. Dzisiaj to miejsce znów służy mieszkańcom, choć już w innej roli, z innym przeznaczeniem. W licznych, rozległych zabudowaniach dawnej fabryki cukru mieszczą się różne instytucje, lokale usługowe i gastronomiczne, a także sklep.
9,10- Dawna cukrownia
Po okropnościach wojny bardzo ważne też było życie duchowe ludzi. Kościół istniał, ale z powodu uszkodzeń wojennych był nieczynny.
Dzisiaj kościół ten jest już dawno odbudowany, jednak z powodu bliskości lotniska znacznie obniżono jego wieżę.
11-Kościół
Plebania natomiast po wojnie była brutalnie zajęta przez wojska radzieckie, a potem, po ich wyjściu okazało się, że jest kompletnie zdewastowana- żołnierze nie tylko zabrali wszystko co się dało, ale też zniszczyli pozostałość.
12-Plebania dziś
No, ale był ksiądz, który zamieszkał u zakonnic i mógł odprawiać msze. Nabożeństwa odbywały się każdej niedzieli w szkole.
Dowiedział się o tym młody Michał i tak to opisał:
„Wiadomość była bombowa, bo gdzie jak gdzie, ale na mszy można się nie tylko pomodlić, ale też pokrzepić ducha, co było potrzebne i Polakom, i Niemcom. Po raz pierwszy w większym gronie spotkali się w jednym miejscu przedstawiciele dwóch różnych narodów, które łączyła tylko wiara, a wszystko inne dzieliło. (…)
W sali gimnastycznej ustawiono stół przykryty białym obrusem, na środku stał krzyż, a po jego obu stronach zapalone świece. Nabożeństwo było ciche, w obrządku rzymsko- katolickim.
Było ponuro i smutno, nikt się nie kręcił, ba – zdawało się, że nikt nawet nie oddychał. W tak dziwnym nabożeństwie jeszcze nigdy nie uczestniczyłem. Miast się modlić wpadłem w zadumę i zacząłem rozmyślać o tym, jak to się stało, że tu w ogóle jestem…”
Michał wspominał kresowe krajobrazy i nachodziła go nostalgia za domem, za Koropcem, za Dniestrem.
13-Zakole Dniestru-widok z Koropca
Wiem, że nie tylko on o tym rozmyślał. Dla wielu ludzi, których znałam było to traumatyczne i niepojęte. Rozmyślali – dlaczego? -i z wielką siłą kresowych, twardych ludzi budowali swe życie na nowo.
Na Muchoborze Wielkim z czasem żyło się Kresowianom coraz lepiej, ale jednak:
„Nie opuszczała nas tęsknota za domem. W porównaniu z tym, w którym teraz mieszkaliśmy, był on prymitywny, kryty strzechą, miał tylko dwie izby i skromne było jego wyposażenie. Zamiast tego mamy teraz prawie salony, ale są one w jakiś niepojęty dla nas sposób dziwne i obce.
Tamten dom był nasz, rodzinny. Ciągle go wspominaliśmy. Nieustannie też mówiliśmy o krewnych, sąsiadach i znajomych. Każdemu na swój sposób było smutno i tęskno. Często płakała mama i równie często widziałem łzy w oczach siostry.”
14- Michał Sobków po przyjeździe na Muchobór
Autor opisuje różne, ciekawe zdarzenia z tamtego pierwszego roku. Byli tam bandyci różnych narodowości, byli też dobrzy ludzie, choć nie spodziewano się tego po nich, była miłość, była walka o byt, było kombinowanie, a nawet kradzieże w imię przetrwania.
W 1946 roku przyszło referendum ze ścisłymi wytycznymi jak trzeba głosować.
Autor opisuje również uprawę ziemi – konieczną do wyżywienia ludzi i zwierząt. Początkowe poszukiwania nie były łatwe, ale potem już nie było z tym problemu i mogli rozszerzyć swój areał.
„Ziemi było wprawdzie pod dostatkiem, ale ci co byli pierwsi, ci zapobiegliwsi zdążyli już sobie wytyczyć odpowiednie działki, a nawet je zaorać.”
Poletko, które znaleźli Sobkowowie było pokryte wysokimi, zeschniętymi, twardymi chwastami¬- nawet koń się ich bał i nie chciał ciągnąć pługa, bo chwasty kaleczyły. Michał znalazł sposób- podpalił chaszcze i tylko dzięki pomocy mamy zahamowali rozprzestrzenienie się ognia na zabudowania.
Dzisiaj również są pola uprawne w okolicy osiedla Muchobór Wielki.
15- Pole na Muchoborze nad Ślęzą
„Na wschodzie był głód ziemi. Ludzie procesowali się nawet o miedzę. Tutaj wszędzie było ziemi pod dostatkiem. Mama moja choć nie była kobieta zachłanną, doszła do wniosku, że jeszcze trochę by się jej przydało, bo to i zboża więcej, i karmy dla zwierząt.
Nauczona doświadczeniem znalazła dość pokaźny jej kąsek bez suchych chwastów, w sąsiedztwie wysokiego nasypu kolejowego. Zacząłem ją orać i – ku memu zdumieniu – zacząłem nieoczekiwanie wydobywać na powierzchnię ludzkie kości.
Najczęściej były to pojedyncze piszczele, ale w takich ilościach, że co chwilę musiałem się zatrzymywać, by je zbierać, czasem tez wydobywałem granaty i różnego rodzaju pociski.”
Tak, praca i życie na Ziemiach Odzyskanych nie były łatwe, choć wojna się skończyła.
„Repatrianci z kresów wschodnich w większości nadal byli ogarnięci apatią. Zagospodarowywali wprawdzie ziemię, ale bez entuzjazmu. Tęsknili za rodzinnymi stronami, pozostającymi tam krewnymi i pielęgnowali w sobie powszechne wówczas przekonanie, że jesteśmy tu tylko chwilowo i prędzej czy później wrócimy do domów.
Bliższe każdemu były własne domy pokryte strzechą i bite z kamienia drogi, aniżeli wille pokryte dachówką i asfalty. Nawet barwa roślinności miała tu jakby inny odcień, a zima to w ogóle była jakaś bezpłciowa, bo prawie nie było mrozu. Wszystko zdawało się sztuczne i dziwnie obce.”
W takich warunkach i przy takim myśleniu bliskich trzeba docenić samozaparcie i trud Michała włożony w naukę, w studia na medycynie i w późniejszą pracę lekarza. On wrósł już w tę ziemię i poczuł się jej cząstką, o czym tak napisał:
„Pewnego dnia stwierdziłem, że przestałem w ogóle myśleć o domu pozostawionym na Wschodzie. Był on mi już obojętny. Czułem natomiast, że jestem cząstką tej ziemi, i choć wokół było smutno, to ścieżki po których chodziliśmy, były mi teraz znacznie bliższe od pozostawionych na Wschodzie. Czasem wydawało mi się, że chodziłem po nich już od dzieciństwa. One już były moje.”
16- Muchoborska ścieżka
Tak to właśnie Kresowianie powoli asymilowali się do nowej rzeczywistości i nauczyli się w niej żyć.
Teraz ja sama chodzę po tych ścieżkach, które przemierzał Michał, przyglądam się szczegółom i widzę jak wiele się zmieniło w okolicy od tego czasu. Dawna ulica Główna została przemianowana na Stanisławowską i to ona stanowi centrum osiedla.
17-Ulica Stanisławowska
Powstały nowe osiedla na Muchoborze Wielkim.
18-Nowe osiedla na Muchoborze
Rozbudowano sąsiednie osiedle Muchobór Mały a także zbudowano od podstaw, na polach wielkie osiedle Nowy Dwór- niedługo dojedzie tam tramwaj.
19- Sąsiednie osiedla
Ja też jestem córką Kresowian i znam historię tułaczki moich rodziców. Bliskie mi są więc wspomnienia pana Michała, choć dotyczą innej dzielnicy Wrocławia niż tej, gdzie zamieszkali moi rodzice. Polecam książkę pana Michała Sobkowa, bo streściłam tu tylko niewielki jej fragment, a reszta jest nie mniej ciekawa- „Historio, historio…” - cóżeś ty za pani- chciałoby się dodać…
Dzisiaj Muchobór Wielki to rozwijająca się dzielnica, z wieloma nowymi mieszkańcami, z pięknymi nowymi osiedlami. Jednak ducha kresowego da się tu wyczuć, zwłaszcza w oczach starszych ludzi, a także w nazwach ulic. Ulice- Mińska, Stanisławowska, Buczacka, Samborska, Stryjska, Krzemieniecka- któż jak nie Kresowianie mogli je tak nazwać?!
20-Ulica Stryjska
21-Ulica Krzemieniecka
Kresowy mieszkaniec Muchoboru Wielkiego pięknie opisał trudną historię swojej rodziny, a także tego osiedla.
22- Pan Michał Sobków
Wybrałam tym razem wspomnienia Michała Sobkowa, bo są nie tylko interesujące, ale dotyczą peryferyjnego osiedla blisko którego teraz mieszkam i dobrze je znam.
Książkę z tymi wspomnieniami znalazłam w naszej bibliotece i widać, że również ktoś z sąsiedztwa ją czytał, bo zaznaczał fragmenty dotyczące Muchoboru Wielkiego.
Michał Sobków- „ Historio, historio…”
Już sam tytuł książki zmusza do refleksji, a także kojarzy mi się z innym tytułem- piosenki. Tytuł książki brzmi: „ Historio, historio…”, natomiast piosenki tytuł to : „Wojenko, wojenko…” – czyż to przypadkowa zbieżność?
2-Książka Michała Sobkowa
Autor pochodzi z Koropca na Podolu. Koropiec leży nad Dniestrem, między Stanisławowem a Tarnopolem. Dokładniej o rodzinnej miejscowości autora można poczytać w innej książce pana Sobkowa:
3-Koropiec
Książka „Historio, historio…” jest obszerna, zawiera wspomnienia autora od dzieciństwa w Koropcu, poprzez rozdziały o trudnej repatriacji w nieznane, potem o początkach na tych ziemiach, o swoich studiach, praktyce, o latach PRL-u, o wyjazdach na Kresy aż po współczesne czasy. Warto przeczytać całość, jednak ja się skoncentruję na tych początkach po przyjeździe do Wrocławia na Muchobór Wielki.
Transport Kresowian dotarł w listopadzie na stację Brochów- tam kazano im się wyładować. Koczowali przy torach trzy dni i nie wiedzieli co dalej. Nie można było myśleć o zakwaterowaniu w samym mieście, bo przecież nie opuszczą swej krowy żywicielki i konia- które przywieźli ze sobą. Muszą mieć kwaterę z miejscem na bydło.
Rodzinę pana Michała uratował znajomy z sąsiedniej wsi na Podolu. Załadowali furmankę ze swoimi rzeczami pojechali wraz z nim i innymi do podwrocławskiej wsi Muchobór Wielki. Dopiero w 1951 roku miejscowość ta została włączona do Wrocławia.
Czytamy:
„Jedziemy przez Wrocław. Miasto kompletnie zniszczone. Wszędzie pełno gruzów. Ruiny robią przygnębiające wrażenie. (…) Sterczące w niebo pojedyncze ściany spalonych domów, zatarasowane gruzami ulice, poprzewracane tramwaje i dyndające na wietrze druty sieci elektrycznej. Przejazd przez miasto chwilami był karkołomny.
Bywało, że konie musiały się wspinać po spiętrzonych gruzach ku górze, by następnie z jeszcze większą ostrożnością zjechać w dół. Kiedy indziej trzeba było przejeżdżać wąwozami, wokół których sterczały żelastwa zmieszane z gruzem.
Czy to miasto zostanie kiedykolwiek odbudowane? Przekonany byłem, że tę wątpliwość podzielali wszyscy pasażerowie drabiniastego wozu”.
4-gruzy na ulicach
Kresowiacy jechali wozem przez dzisiejszy plac Legionów, potem ulicą Grabiszyńską, aż dotarli do tablicy z nazwą Gross Mochbern. Niemcy mówili, że to Lombryk- nie wiadomo dlaczego.
5-Gross Mochbern
Później nazwano to osiedle Muchobór Wielki. Spacerowałam uliczkami tego osiedla, robiłam zdjęcia i rozmawiałam z mieszkańcami. Dzięki nim dotarłam do dawnej cukrowni i dowiedziałam się więcej o Muchoborze wczoraj i dziś.
Po wojnie osada ta nie była zniszczona. Kresowianie jadąc swoim drabiniastym wozem po drodze mijali piękne wille z umocowanymi na nich biało- czerwonymi chorągiewkami. Autor wspomina:
„W pierwszej chwili widok ten zrobił na mnie wrażenie święta narodowego. Dowiedziałem się jednak, że wcale nie chodzi o święto, a flagi oznaczają, iż te domy są już zarezerwowane dla Polaków. Zarezerwowali je sprytni rodacy dla znajomych rodzin z centralnej Polski. Jeszcze nikt w nich nie mieszka, ale wprowadzić się do nich już nie wolno.”
Czyli było jak zwykle- kto pierwszy, kto silniejszy ten zwyciężał. Pan Sobków opisuje dalej jak znaleźli miejsce dla siebie i zwierząt w domu razem z Niemcami.
Dzisiaj też za niektórymi domami znalazłam takie komórki, które kiedyś pewnie były obórkami.
6-Dawne obórki
Podobno Kresowianie przyjęci tam byli życzliwie, pomimo swych obaw. Wspólne życie pod jednym dachem z Niemcami układało się dobrze. Dzisiaj zobaczyłam taką ławkę ze stolikiem- być może w podobnym miejscu spotykali się kiedyś sąsiedzi.
7- Miejsce spotkań
W osiedlu życie nie było łatwe, ale powoli zaczęło się normować.
„W samym centrum osiedla funkcjonowała już restauracja. Założył ją jakiś przybysz z centralnej Polski. Nie można było jeszcze nigdzie dostać zapałek i nafty, ale mocne trunki już były. Nikt z miejscowej ludności nie przekraczał progu restauracji, bo Niemcy bali się własnego cienia, a Polacy nie mieli pieniędzy. Regularnie natomiast odwiedzali ją sowieccy sołdaci, nie jako goście, tylko w celach wymienno- handlowych.”
No tak, to było dla Rosjan łatwe- ciężkie tobołki wyszabrowanych rzeczy wymieniali na alkohol. Mogę jeszcze dodać, że restauracja nazywała się „Warszawianka” i mieściła się przy ówczesnej ulicy Głównej.
Jeden z mieszkańców wskazał mi ten budynek, jako miejsce pierwszej restauracji:
8-Dawna restauracja
Była też lepsza nowina:
„Wreszcie uruchomiono piekarnię. W domach nie było pieców chlebowych, gazu i energii elektrycznej, więc wszyscy do tej pory piekli placki na płytach kuchennych. Wszystkim nam było wtedy ciężko, i Niemcom, i nam repatriantom, w jednakowej mierze byliśmy też wygłodniali. Pamiętam jak jednego dnia mama posłała mnie do piekarni po chleb. Zanim doszedłem do domu, zjadłem po drodze cały bochenek”.
Przed wojną istniała w tej miejscowości duża cukrownia. Niestety Rosjanie wywieźli z niej całe wyposażenie. Dzisiaj to miejsce znów służy mieszkańcom, choć już w innej roli, z innym przeznaczeniem. W licznych, rozległych zabudowaniach dawnej fabryki cukru mieszczą się różne instytucje, lokale usługowe i gastronomiczne, a także sklep.
9,10- Dawna cukrownia
Po okropnościach wojny bardzo ważne też było życie duchowe ludzi. Kościół istniał, ale z powodu uszkodzeń wojennych był nieczynny.
Dzisiaj kościół ten jest już dawno odbudowany, jednak z powodu bliskości lotniska znacznie obniżono jego wieżę.
11-Kościół
Plebania natomiast po wojnie była brutalnie zajęta przez wojska radzieckie, a potem, po ich wyjściu okazało się, że jest kompletnie zdewastowana- żołnierze nie tylko zabrali wszystko co się dało, ale też zniszczyli pozostałość.
12-Plebania dziś
No, ale był ksiądz, który zamieszkał u zakonnic i mógł odprawiać msze. Nabożeństwa odbywały się każdej niedzieli w szkole.
Dowiedział się o tym młody Michał i tak to opisał:
„Wiadomość była bombowa, bo gdzie jak gdzie, ale na mszy można się nie tylko pomodlić, ale też pokrzepić ducha, co było potrzebne i Polakom, i Niemcom. Po raz pierwszy w większym gronie spotkali się w jednym miejscu przedstawiciele dwóch różnych narodów, które łączyła tylko wiara, a wszystko inne dzieliło. (…)
W sali gimnastycznej ustawiono stół przykryty białym obrusem, na środku stał krzyż, a po jego obu stronach zapalone świece. Nabożeństwo było ciche, w obrządku rzymsko- katolickim.
Było ponuro i smutno, nikt się nie kręcił, ba – zdawało się, że nikt nawet nie oddychał. W tak dziwnym nabożeństwie jeszcze nigdy nie uczestniczyłem. Miast się modlić wpadłem w zadumę i zacząłem rozmyślać o tym, jak to się stało, że tu w ogóle jestem…”
Michał wspominał kresowe krajobrazy i nachodziła go nostalgia za domem, za Koropcem, za Dniestrem.
13-Zakole Dniestru-widok z Koropca
Wiem, że nie tylko on o tym rozmyślał. Dla wielu ludzi, których znałam było to traumatyczne i niepojęte. Rozmyślali – dlaczego? -i z wielką siłą kresowych, twardych ludzi budowali swe życie na nowo.
Na Muchoborze Wielkim z czasem żyło się Kresowianom coraz lepiej, ale jednak:
„Nie opuszczała nas tęsknota za domem. W porównaniu z tym, w którym teraz mieszkaliśmy, był on prymitywny, kryty strzechą, miał tylko dwie izby i skromne było jego wyposażenie. Zamiast tego mamy teraz prawie salony, ale są one w jakiś niepojęty dla nas sposób dziwne i obce.
Tamten dom był nasz, rodzinny. Ciągle go wspominaliśmy. Nieustannie też mówiliśmy o krewnych, sąsiadach i znajomych. Każdemu na swój sposób było smutno i tęskno. Często płakała mama i równie często widziałem łzy w oczach siostry.”
14- Michał Sobków po przyjeździe na Muchobór
Autor opisuje różne, ciekawe zdarzenia z tamtego pierwszego roku. Byli tam bandyci różnych narodowości, byli też dobrzy ludzie, choć nie spodziewano się tego po nich, była miłość, była walka o byt, było kombinowanie, a nawet kradzieże w imię przetrwania.
W 1946 roku przyszło referendum ze ścisłymi wytycznymi jak trzeba głosować.
Autor opisuje również uprawę ziemi – konieczną do wyżywienia ludzi i zwierząt. Początkowe poszukiwania nie były łatwe, ale potem już nie było z tym problemu i mogli rozszerzyć swój areał.
„Ziemi było wprawdzie pod dostatkiem, ale ci co byli pierwsi, ci zapobiegliwsi zdążyli już sobie wytyczyć odpowiednie działki, a nawet je zaorać.”
Poletko, które znaleźli Sobkowowie było pokryte wysokimi, zeschniętymi, twardymi chwastami¬- nawet koń się ich bał i nie chciał ciągnąć pługa, bo chwasty kaleczyły. Michał znalazł sposób- podpalił chaszcze i tylko dzięki pomocy mamy zahamowali rozprzestrzenienie się ognia na zabudowania.
Dzisiaj również są pola uprawne w okolicy osiedla Muchobór Wielki.
15- Pole na Muchoborze nad Ślęzą
„Na wschodzie był głód ziemi. Ludzie procesowali się nawet o miedzę. Tutaj wszędzie było ziemi pod dostatkiem. Mama moja choć nie była kobieta zachłanną, doszła do wniosku, że jeszcze trochę by się jej przydało, bo to i zboża więcej, i karmy dla zwierząt.
Nauczona doświadczeniem znalazła dość pokaźny jej kąsek bez suchych chwastów, w sąsiedztwie wysokiego nasypu kolejowego. Zacząłem ją orać i – ku memu zdumieniu – zacząłem nieoczekiwanie wydobywać na powierzchnię ludzkie kości.
Najczęściej były to pojedyncze piszczele, ale w takich ilościach, że co chwilę musiałem się zatrzymywać, by je zbierać, czasem tez wydobywałem granaty i różnego rodzaju pociski.”
Tak, praca i życie na Ziemiach Odzyskanych nie były łatwe, choć wojna się skończyła.
„Repatrianci z kresów wschodnich w większości nadal byli ogarnięci apatią. Zagospodarowywali wprawdzie ziemię, ale bez entuzjazmu. Tęsknili za rodzinnymi stronami, pozostającymi tam krewnymi i pielęgnowali w sobie powszechne wówczas przekonanie, że jesteśmy tu tylko chwilowo i prędzej czy później wrócimy do domów.
Bliższe każdemu były własne domy pokryte strzechą i bite z kamienia drogi, aniżeli wille pokryte dachówką i asfalty. Nawet barwa roślinności miała tu jakby inny odcień, a zima to w ogóle była jakaś bezpłciowa, bo prawie nie było mrozu. Wszystko zdawało się sztuczne i dziwnie obce.”
W takich warunkach i przy takim myśleniu bliskich trzeba docenić samozaparcie i trud Michała włożony w naukę, w studia na medycynie i w późniejszą pracę lekarza. On wrósł już w tę ziemię i poczuł się jej cząstką, o czym tak napisał:
„Pewnego dnia stwierdziłem, że przestałem w ogóle myśleć o domu pozostawionym na Wschodzie. Był on mi już obojętny. Czułem natomiast, że jestem cząstką tej ziemi, i choć wokół było smutno, to ścieżki po których chodziliśmy, były mi teraz znacznie bliższe od pozostawionych na Wschodzie. Czasem wydawało mi się, że chodziłem po nich już od dzieciństwa. One już były moje.”
16- Muchoborska ścieżka
Tak to właśnie Kresowianie powoli asymilowali się do nowej rzeczywistości i nauczyli się w niej żyć.
Teraz ja sama chodzę po tych ścieżkach, które przemierzał Michał, przyglądam się szczegółom i widzę jak wiele się zmieniło w okolicy od tego czasu. Dawna ulica Główna została przemianowana na Stanisławowską i to ona stanowi centrum osiedla.
17-Ulica Stanisławowska
Powstały nowe osiedla na Muchoborze Wielkim.
18-Nowe osiedla na Muchoborze
Rozbudowano sąsiednie osiedle Muchobór Mały a także zbudowano od podstaw, na polach wielkie osiedle Nowy Dwór- niedługo dojedzie tam tramwaj.
19- Sąsiednie osiedla
Ja też jestem córką Kresowian i znam historię tułaczki moich rodziców. Bliskie mi są więc wspomnienia pana Michała, choć dotyczą innej dzielnicy Wrocławia niż tej, gdzie zamieszkali moi rodzice. Polecam książkę pana Michała Sobkowa, bo streściłam tu tylko niewielki jej fragment, a reszta jest nie mniej ciekawa- „Historio, historio…” - cóżeś ty za pani- chciałoby się dodać…
Dzisiaj Muchobór Wielki to rozwijająca się dzielnica, z wieloma nowymi mieszkańcami, z pięknymi nowymi osiedlami. Jednak ducha kresowego da się tu wyczuć, zwłaszcza w oczach starszych ludzi, a także w nazwach ulic. Ulice- Mińska, Stanisławowska, Buczacka, Samborska, Stryjska, Krzemieniecka- któż jak nie Kresowianie mogli je tak nazwać?!
20-Ulica Stryjska
21-Ulica Krzemieniecka
Kresowy mieszkaniec Muchoboru Wielkiego pięknie opisał trudną historię swojej rodziny, a także tego osiedla.
22- Pan Michał Sobków
Artykuł przeczytano 2676 razy