WROCŁAW I LWÓW BRATNIE MIASTA – CZ.VI- UCZELNIE LWOWA I WROCŁAWIA
Anna Małgorzata Budzińska
Zacznę tym razem przewrotnie- od końca, we Wrocławiu, już po II wojnie światowej. Oto zdjęcie wykładowcy Politechniki Wrocławskiej zrobione po wojnie przez mojego tatę, który był wtedy studentem Wydziału Łączności ze specjalizacją Radiofonia:
Wykład na Politechnice Wrocławskiej
Zacznę tym razem przewrotnie- od końca, we Wrocławiu, już po II wojnie światowej. Oto zdjęcie wykładowcy Politechniki Wrocławskiej zrobione po wojnie przez mojego tatę, który był wtedy studentem Wydziału Łączności ze specjalizacją Radiofonia:
Wykład na Politechnice Wrocławskiej
Jednak historia polskich uczelni Wrocławia ma swoje korzenie również na Kresach.
Spróbuję odpowiedzieć po krótce na pytania :
-Jakie były przedwojenne uczelnie Lwowa i kto w nich pracował?
-Jak to się stało, że lwowska nauka przeniosła się po wojnie nie do Krakowa czy Warszawy a właśnie do Wrocławia?
-Jak powstawały po wojnie polskie uczelnie we Wrocławiu?
Aby przywołać wspomnienia posłużę się najpierw cytatami z książki wspaniałego Lwowiaka Witolda Szolgini. Książka ta, to właściwie jedna z części cyklu „Tamten Lwów” mówiąca o świątyniach, gmachach i pomnikach dawnego Lwowa. Warto zapoznać się z całością.
Czytamy:
„Uniwersytet Jana Kazimierza- wielki pompatyczny, bogato zdobiony gmach zwrócony swą fasadą ku Ogrodowi Jezuickiemu. Ta przesadnie wspaniała niegdysiejsza siedziba byłego Sejmu Galicyjskiego, to bynajmniej jeszcze nie cały uniwersytet lwowski.
Oprócz owego paradnego gmachu UJK miał w swoim posiadaniu i dyspozycji dziesiątki innych obiektów na obszarze całego śródmieścia Lwowa oraz poza nim”
A oto jak wygląda gmach UJK teraz:
Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie
Natomiast o Politechnice Witold Szolginia napisał tak:
„Wspaniały, ogromny gmach tej pierwszej polskiej uczelni technicznej jest wzniesionym na początku lat siedemdziesiątych XIX wieku, dziełem znanego i zasłużonego lwowskiego architekta i owej uczelni rektora- profesora Juliana Zachariewicza.
Fasadom gmachu, zaprojektowanego w modnym ówcześnie eklektycznym stylu neorenesansowym, profesor Zachariewicz nadał barwę karminową.
Nigdy nie zmieniana, przetrwała na nich przez wiele dziesiątek lat. Wyjątkowa trwałość strukturze i barwie tynków jego fasad zapewniły setki tysięcy kurzych jaj, których odwieczną murarska metoda użyto ongiś do tynkowych zapraw.
Tę sama metodę zastosowano z pietyzmem również później przy okresowej konserwacji fasad głównego gmachu Politechniki.”
Jednak na współczesnym zdjęciu tego koloru już nie widać.
Politechnika Lwowska
O tym gmachu pisze Szolginia także w swym wierszu. Dodać należy, że balon to w lwowskim bałaku tramwaj.
… Już po Sapiechy mknie nasz „balon”
Z przedziwnych wspomnień tramwajowych;
Akademików tłumy walą
W technickich czapkach kolorowych
Do tego gmachu co tam z boku
W zieleni rozsiadł się szeroko
I pompejańska barwą świeci
Fasad wspaniale karminowych.
A słońce w oknach błyski nieci,
W ścian tych refleksy, co różowe,
Kolumny białe także strojąc, które w portyku gmachu stoją … (…)
Tak, zarówno gmach Uniwersytetu jak i Politechniki były i są do dziś rozpoznawalnymi budowlami we Lwowie. Z przedziwnych wspomnień tramwajowych;
Akademików tłumy walą
W technickich czapkach kolorowych
Do tego gmachu co tam z boku
W zieleni rozsiadł się szeroko
I pompejańska barwą świeci
Fasad wspaniale karminowych.
A słońce w oknach błyski nieci,
W ścian tych refleksy, co różowe,
Kolumny białe także strojąc, które w portyku gmachu stoją … (…)
Jednak nie o same budynki nam chodzi. Ważna jest rola tych uczelni w przedwojennej Polsce.
Uniwersytet Lwowski to uczelnia utworzona w 1661 z kolegium jezuickiego, istniejącego od 1608. Decyzję o przekształceniu kolegium w Akademię Lwowską podjął król Jan II Kazimierz.
Gdy więc Uniwersytet Lwowski przeszedł w 1918 roku pod władzę rządu II Rzeczypospolitej nadano mu nazwę Uniwersytetu Jana Kazimierza – w skrócie UJK. W II RP był to trzeci, najważniejszy ośrodek naukowy i akademicki (po Uniwersytetach: Warszawskim i Jagiellońskim)
Dla nauki światowej najważniejsze znaczenie miały osiągnięcia lwowskich uczonych uniwersyteckich w dziedzinie matematyki, chemii i medycyny takich uczonych jak Stefan Banach, Jakub Parnas i Rudolf Weigl.
Po wkroczeniu Niemców do Lwowa zamknięto tę uczelnię.
W czasie okupacji niemieckiej Lwowa, mimo strat osobowych, licznych aresztowań i innych zagrożeń profesorowie przedwojennego UJK zorganizowali tajny UJK, który funkcjonował w zasadzie do 1945 r., tj. do wyjazdu większości polskich uczonych ze Lwowa.
Politechnika Lwowska na początku – od roku 1817 - była to szkoła realna o charakterze technicznym i traktowana była jako zapowiedź utworzenia wyższej szkoły technicznej.
Dyrektor Alojzy Uhle (Austriak znający język polski) zachęcał do wykładania przedmiotów w języku polskim. Ukończenie szkoły dawało wstęp na Politechnikę Wiedeńską, do czego zachęcały przyznawane stypendia rządowe.
Następowała stopniowa polonizacja i przekształcenia Akademii w Szkołę Politechniczną, na co pozwalał dekret cesarski z października 1870, wprowadzający język polski w Akademii Technicznej i powołujący nowe katedry powoduje szybkie zmiany w uczelni.
Szkoła Politechniczna we Lwowie skupiała przed I wojną światową doskonałą kadrę.
W listopadzie 1918 roku w obronie Lwowa i Wschodniej Galicji odznaczyli się „technicy” – jak nazywano studentów Politechniki Lwowskiej, jak też samodzielni i pomocniczy pracownicy Uczelni. Lista czynnych w obronie Lwowa ze społeczności Uczelni obejmuje ponad 300 nazwisk.
W późniejszych latach Politechnika Lwowska otrzymała Krzyż Obrony Lwowa oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski „za działalność naukową i wybitny udział w walce o zjednoczenie Ziem Polskich w latach 1918-1920”.
Skromna inauguracja roku akademickiego w wolnej Ojczyźnie odbyła się 16 października 1919.
Na szczęście pozostała świetna kadra uczelni. Odegrali oni znaczącą rolę w odrodzonym państwie po roku 1918. Była to najstarsza po Szkole Akademiczno-Górniczej w Kielcach polska uczelnia techniczna w okresie przynależności miasta do Polski.
W latach międzywojennych Politechnika Lwowska nadal się rozwijała i zyskała sławę kuźni myśli naukowej i postępu- aż do roku 1939 gdy nastąpiła pierwsza okupacja sowiecka Lwowa. Wtedy to uczelnia została przemianowana na Lwowski Instytut Politechniczny.
W czasie okupacji niemieckiej w pomieszczeniach Politechniki Lwowskiej prowadzono prawie normalne wykłady i ćwiczenia dla elektrotechników, mechaników, budowniczych dróg i mostów, chemików, rolników.
Zajęcia odbywały się w języku głównie polskim prowadzone były przez przedwojennych profesorów Politechniki Lwowskiej, ale (ze względów na politykę hitlerowską, która nie pozwalała na wyższe studia dla ludności polskiej) były one nazywane zawodowymi kursami technicznymi(„Technische Fachkurse”).
Po wojnie, studia te były zaliczone jako normalne przez Politechnikę Śląską w Gliwicach i przez inne Politechniki na terenie Polski.
Różne losy miały te dwie uczelnie lwowskie, ale w pewnym, tragicznym momencie los złączył wielu uczonych tych szkół. W nocy z 3 na 4 lipca 1941 roku aresztowano kilkudziesięciu uczonych, a nad ranem 4 lipca rozegrała się tragedia na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie.
Okupanci niemieccy rozstrzelali grupę 40 polskich profesorów i docentów Uniwersytetu, Politechniki, Akademii Handlu Zagranicznego i Akademii Medycyny Weterynaryjnej ze Lwowa.
Wszyscy zostali pogrzebani na miejscu zbrodni, ale 8 października 1943 ekshumowani i wywiezieni do lasu Krzywczyckiego, gdzie zwłoki oblano benzyną, spalono a popioły rozsypano.
Postawiono tam, ze składek społecznych, skromny pomniczek, na którym umieszczono stosowne tablice z informacjami o wydarzeniu i nazwiskami ofiar.
Pierwszy lwowski pomnik pomordowanych profesorów
W 70. rocznicę- 3 lipca 2011 roku na Wzgórzach Wuleckich postawiono nowy piękny pomnik autorstwa profesora Śliwy.
Nowy pomnik we Lwowie
Niestety, ten piękny i głęboki w swojej wymowie pomnik pozbawiony jest inskrypcji, mówiącej komu jest poświęcony. Jego symbolika nawiązuje do piątego przykazania Dekalogu: „nie zabijaj”,
Nowy pomnik stoi dokładnie w miejscu kaźni.
Przy drodze prowadzącej do pomnika ustawiono jednak kamienną tablicę z napisem w językach polskim, ukraińskim i angielskim:
Pomnik profesorów lwowskich zamordowanych przez nazistów w 1941 roku i informacją, że pomnik powstał dzięki władzom Lwowa i Wrocławia oraz ofiarności społecznej. Ponadto tablice pamiątkowe znajdują się w katedrze łacińskiej we Lwowie i w gmachu głównym Politechniki Lwowskiej.
We Wrocławiu też postawiono pomnik.
W intencji pomysłodawców miał to być pomnik poświęcony pamięci zamordowanych na Wzgórzach Wuleckich w lipcu 1941 roku profesorów lwowskich i ich rodzin.
Władze państwowe się jednak na to nie zgodziły, więc powstał on jako pomnik ku czci pracowników nauki – ofiar hitleryzmu.
3 października 1964 roku w uroczystym odsłonięciu pomnika wzięły udział tłumy wrocławian, przedstawiciele uczelni i władz, a wzruszające przemówienie wygłosił prof. Stanisław Kulczyński, były rektor Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu.
Pomnik – jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Wrocławia – stoi w pobliżu pl. Grunwaldzkiego na skwerze Kazimierza Idaszewskiego przy budynkach Politechniki Wrocławskiej.
Ten jeden z ciekawszych powojennych pomników Wrocławia przedstawia dwie postacie, uchwycone w pełnej ekspresji scenie rozstrzelania.
Wrocławski pomnik pomordowanych profesorów
Dopiero w 1981 roku możliwe stało się spełnienie intencji pomysłodawców pomnika.
14 listopada odsłonięto ufundowaną przez senaty wrocławskich szkół wyższych tablicę z nazwiskami rozstrzelanych profesorów oraz wmurowano urnę z ziemią przywiezioną z miejsca kaźni uczonych.
Wydarzenie to miało równie uroczystą oprawę, jak samo odsłonięcie pomnika.
Możemy teraz przejść do matematyków lwowskich Ich legenda przetrwała do dziś i warto ją przypominać. Świetnie zrobił to Mariusz Urbanek w książce : „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna”
Genialni- okładka książki M. Urbanka
Cofnijmy się znów do czasów przedwojennych. Lwowska szkoła matematyczna stworzona była przez wybitnie uzdolnionych matematyków polskich. Cały matematyczny świat cenił dorobek tej szkoły.
W ciągu kilku lat Polska stała się światową potęgą matematyczną i po dziś dzień matematycy polscy należą do najbardziej cenionych specjalistów.
A stało się to dzięki garstce zapaleńców z Hugonem Steinhausem i Stefanem Banachem na czele- dzięki profesorom Lwowskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza.
Stefan Banach uważany jest przez historyków nauki za jednego z trzech największych (obok Mikołaja Kopernika i Marii Curie) uczonych polskich w historii. Szkoda, że tak mało ludzi o nim pamięta.
Jego życiorys był smutny ale i fascynujący. Był nieślubnym dzieckiem, wychowywanym w rodzinie zastępczej. Nie miał więc wesołego dzieciństwa, a pomimo to rozwijał swą pasję matematyczną- był samoukiem.
Przypadek sprawił, że zainteresował się nim Hugo Steinhaus, który został jego mistrzem, ale i współpracownikiem. Banach nie skończył żadnych studiów, a został profesorem- jednym z największych matematyków w historii.
Tylko czemu tak mało osób o nim słyszało?
Stefan Banach
W 2012 roku Narodowy Bank Polski upamiętnił Stefana Banacha na złotej monecie 200 zł, srebrnej 10 zł i 2 zł
Monety z wizerunkiem S.Banacha
Matematycy tworzący we Lwowie znani byli nie tylko z wielkich dokonań naukowych, ale także z dziwnego trybu pracy - największych odkryć dokonywali spotykając się w pobliskiej kawiarni.
Genialni opracowywali swe odkrycia matematyczne w kawiarni Roma z później w Szkockiej przy placu Akademickim nieopodal Uniwersytetu Jana Kazimierza.
Kawiarnia Szkocka Lwów
Przez wiele godzin wymyślali zadania, rozwiązania zapisując po prostu na marmurowych blatach stolików, lub na serwetkach.
Nie były to trwałe zapiski i nieraz wielogodzinny trud szedł na marne. Później więc wpisywali je do specjalnego zeszytu, przechowywanego stale w kawiarni. Tak powstała legendarna Księga Szkocka o dużej wartości naukowej.
W czasie wojny grupa ta uległa rozproszeniu z wielu powodów. Po pierwsze byli rozstrzelani przez hitlerowców niemieckich we Lwowie i w Warszawie, poza tym ginęli oni tragicznie w Katyniu, w sowieckich łagrach, a ci którzy przeżyli i tak nie zawsze mogli tam pracować z powodu niemieckiego zakazu prowadzenia działalności naukowej w okupowanym Lwowie, a także z dlatego, że musieli się ukrywać z powodu żydowskiego pochodzenia.
Część z nich ratowała swoje życie karmiąc wszy w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym profesora Rudolfa Weigla.
Genialnych matematyków lwowskich było wielu, ja wspominam tylko o dwóch. Zachęcam do zapoznania się z książką Urbanka, skąd można dowiedzieć się o wiele więcej.
Po wojnie członkowie tej grupy zasilili inne ośrodki naukowe: Hugo Steinhaus przeniósł się do Wrocławia, Stanisław Mazur do Warszawy, Stefan Banach zaś z powodu ciężkiej choroby już nie zdążył przenieść się do Krakowa na przygotowaną dla niego katedrę na Uniwersytecie Jagiellońskim i zmarł we Lwowie w sierpniu 1945.
Teraz parę słów o Hugonie Steinhausie. Jest on nam szczególnie bliski, bo po wojnie osiadł właśnie we Wrocławiu i tutaj tworzył od podstaw życie naukowe Wrocławia. Był organizatorem oraz pierwszym dziekanem wspólnego wówczas Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii Uniwersytetu i Politechniki Wrocławskiej,
Był niezrównanym i oryginalnym popularyzatorem matematyki. Jego książki „Kalejdoskop matematyczny” oraz ”Sto zadań” doczekały się licznych wydań i przekładów na języki obce.
Z Wikipedii dowiadujemy się, że: „Głównymi dziedzinami jego badań były szeregi trygonometryczne i ortogonalne, zagadnienia sumowalności.
Wiele jego prac ma zasadnicze znaczenie w ścisłych sformułowaniach podstaw rachunku prawdopodobieństwa opartym na teorii miary i teorii mnogości.
Wśród prac wiele miejsca zajmowały zastosowania matematyki do różnych dyscyplin, m.in. biologii, medycyny, statystyki.” – ufff! Dla laika brzmi to trudno.
Wydaje się, że człowiek, który zajmuje się „szeregami ortogonalnymi” to chodząca powaga, ścisły umysł nie znający lekkiego dowcipu, wypowiadający się poważnie, naukowo i nieprzystępny- to nie Steinhaus!
Steinhaus to wielki matematyk, zasłynął jednak również jako popularyzator nauki i aforysta.
Jego poczucie humoru znane było nie tylko w naukowym światku, ale i w całym Wrocławiu. Mówił na przykład :
„Dowcipem nie należy celować, tylko trafiać.”
„Przed operacją lekarz zawsze umywa ręce.”
„Grawitacja nie jest dostatecznym argumentem przeciw tańcowi.”
„Amor pochodzi od „amoralny”, nic nie pochodzi od „moralny”.”
W roku 1980 wydał Słownik Racjonalny – pełen humoru i refleksji zbiór aforyzmów i przemyśleń
Znano go tez z powiedzenia oddającego jego skromność i dowcip: „Moim największym odkryciem naukowym było odkrycie Banacha”
Hugo Dyonizy Steinhaus zmarł w 1972 roku we Wrocławiu. Jego grób znajduje się na cmentarzu Świętej Rodziny na Sępolnie.
Jego duch do dziś przenika nasze miasto i nasz kraj. Mówił: „W tym kraju tylko jedno mi się podoba – zostać…”
Udało się Panu, Profesorze!
„Między duchem a materią pośredniczy matematyka” To oryginalne słowa Hugona Steinhausa, które zgodnie z wolą żony zostały wykute na jego grobowcu we Wrocławiu. Przez całe życie dawał im świadectwo słowem i czynem.
Hugo Steinhaus był już kilkukrotnie we Wrocławiu honorowany. Przypomnijmy, że jego imię noszą:
-ulica na Oporowie,
-Centrum Metod Stochastycznych Politechniki Wrocławskiej
-Gimnazjum nr 1 przy ul. Jeleniej.
Dał też nazwę kawiarni-restauracji "Steinhaus" przy ulicy Włodkowica.
Kącik pamięci restauracji Steinhaus
Natomiast w ratuszowej Galerii Sławnych Wrocławian odsłonięto w 2013 roku popiersie prof. Hugona Steinhausa.
Odsłonięcie popiersia H.Steinhausa
Wróćmy jeszcze do roku 1945.
Po wojnie rozpoczął się exodus większości polskich naukowców do Gliwic, Bytomia, Gdańska, Wrocławia, Krakowa, Poznania.
Wielka, tragiczna przesiedleńcza wędrówka ludności polskiej z ziem południowo-wschodnich kierowała się przede wszystkim na zachód w kierunku Ziem Odzyskanych.
Potencjał intelektualny dzisiejszego Wrocławia opiera się przede wszystkim na pionierskim, organizacyjnym i naukowym wysiłku profesorów i wychowanków Uniwersytetu Jana Kazimierza oraz Politechniki Lwowskiej.
Tradycje lwowskiej nauki znalazły swe przedłużenie przede wszystkim w mieście nad Odrą.
Wielkie nazwiska, wielkie osobowości, wielcy profesorowie… - było ich wielu.
Wczesną wiosną 1945 rozważano przeniesienie całego ośrodka akademickiego z sowieckiego Lwowa do któregoś z polskich miast.
W grę wchodziły Toruń, dokąd przyjechało wielu profesorów z Wilna, Katowice czy Gdańsk. Nikt wówczas nie myślał o Wrocławiu, gdzie wciąż toczyły się walki.
W tym czasie, w oswobodzonej spod okupacji niemieckiej Polsce kończono przygotowania do inauguracji pierwszego po wojnie roku akademickiego.
„Oczy zwracały się na zachód. Uwagę kolegów przykuwał Wrocław, stare miasto uniwersyteckie, otwierające perspektywy na materialną bazę zarówno dla uniwersytetu, jak i politechniki.
Wrocław miał jednakże pozostać jeszcze przez długie miesiące w rękach hitlerowskich.
Rosły z każdym dniem obawy, że będzie on oddany w ręce zwycięskiej Armii Radzieckiej w stanie podobnym jak Warszawa.
Rozważano więc także projekty umieszczenia się w Toruniu lub Gdańsku. […] Rozpoczęła się rywalizacja projektów. W konkurencji tej Wrocław, czekający niemal do połowy maja na wydarcie z rąk hitlerowskich, był ciągle na ostatnim miejscu” – pisał profesor Kulczyński, wspominając początek 1945 roku.
Wrocławski ośrodek był ostatni na liście, ale miał dwa atuty – materialny i propagandowy. Po Technische Hochschule pozostało znakomite zaplecze, zachowana aparatura, w porównaniu z innymi miastami dobrze wyposażone laboratoria i uczelniane budynki w niezłym stanie. No i Wrocław doskonale wpisywał się w hasła powrotu do Macierzy.
Grupa profesorów lwowskich z profesorem Stefanem Kulczyńskim na czele , mająca założyć wyższą uczelnię w mieście, dotarła do Wrocławia 9 maja 1945 roku (a więc dzień po kapitulacji Niemiec!), zastając Wrocław i niemiecki uniwersytet w opłakanym stanie.
Sam profesor wspominał: „Pierwsze nasze kroki skierowaliśmy w stronę gmachu głównego nad Odrą. (...) Wspaniały budynek barokowy rozcięty uderzeniem bomby na dwoje.
Ocalałe skrzydła spoglądają na nas szeregami czarnych otworów ze szczątkami futryn i ram okiennych(...).
Dostęp do gmachu zamyka barykada z książek rozmokłych i zaatakowanych pleśnią” Trzeba było wiele optymizmu i wyobraźni, aby marzyć o odbudowie i życiu w pokojowym Wrocławiu.
Zburzony uniwersytecki gmach główny
Natomiast budynki i wyposażenie poniemieckiej Wyższej Szkoły Technicznej były w dobrym stanie, zwłaszcza w porównaniu z resztą zrujnowanego miasta
Z grupy ochotników, w sierpniu stworzono Straż Akademicką Politechniki. Początkowo był to tuzin, a potem 22-osobowy oddział, który pomagał przy porządkowaniu i ochronie.
Kandydaci na studia wyposażeni w broń i ostrą amunicję pełnili służbę wartowniczą i patrolowali teren uczelni.
Nadzorowali prace porządkowe i wywóz materiałów wybuchowych (w piwnicach gmachu głównego odkryto olbrzymi skład), a w splądrowanym mieście szukali szyb i jakichkolwiek materiałów budowlanych.
Studenci porządkują gruzy
Rząd Jedności Narodowej 24.08.1945 roku podjął o decyzję o utworzeniu z niemieckich uczelni polskiego Uniwersytetu i Politechniki, jednak z jednym budżetem, administracją i rektorem.
Tak tłumaczył decyzję utworzenia wspólnej uczelni prof. Stanisław Kulczyński : „Skoro nie można uruchomić Politechniki z powodu braku profesorów i sił naukowych, a Uniwersytetu z powodu braku pomieszczeń i zakładów eksperymentalnych, postanowiliśmy zespolić Uniwersytet i Politechnikę, podeprzeć Politechnikę uniwersyteckimi ludźmi, a Uniwersytet politechnicznymi zakładami doświadczalnymi. Połączenie sił było jedynym rozsądnym rozwiązaniem”
Udało się! Pierwsze polskie wykłady odbyły się 15 listopada 1945 roku. Historyczny moment stał się symbolicznym początkiem polskiej nauki w powojennym Wrocławiu i do dziś obchodzony jest jako wrocławskie Święto Nauki.
Pierwszej akademickiej zimy sale były lodowate. Na wykładach siedziało się w kożuchach i rękawiczkach. Siedziało się na parapetach, ławkach, na krzesłach wynoszonych z innych sal. Brakowało wszystkiego: zeszytów, tuszu, podręczników, skryptów; wymagania wykładowców zaś wcale nie były ulgowe.
Nic jednak nie zrażało profesorów i studentów. Tak rozpoczął się nowy polski okres w historii szkolnictwa wyższego we Wrocławiu. Na odradzającej się w powojennym Wrocławiu uczelni wykładali profesorowie lwowscy i wileńscy .
Mam też inną fotografię mojego taty- studenta politechniki zaraz po wojnie. Przyjechał on z rodziną do Wrocławia z Równego- to niedaleko Lwowa. Nie wiem kto jest na tym zdjęciu, ale na pewno są to koledzy Bolesława Mroza z Wydziału Łączności, a on siedzi pośrodku.
Studenci Wydziału Łączności Politechniki
Studenci uczyli się nie tylko w gmachach uczelni . W lecie odbywali praktyki- zwróćcie uwagę na napis: „Radiofonizacja kraju”
Praktyki
Tata jeździł też na szkolenia wojskowe:
Studenci na ćwiczeniach
No, a na 1 Maja obowiązkowy był pochód:
Studenci na pochodzie
Tymczasowe rozwiązanie w postaci scalenia uniwersytetu z politechniką było dobre na owe czasy.
„Codzienny kontakt matematyków i przyrodników z technikami nauczył jednych smakować we współpracy z wysoką teorią uniwersytecką, drugich – szukać podniety badawczej w trudnych zagadnieniach absorbujących techników. Nastąpiło zbliżenie pomiędzy praktyką i teorią.” – wspominał prof. Kulczyński.
Po kilku latach wspólnoty akademickiej od Uniwersytetu odłączały się kolejne wydziały, tworząc samodzielne uczelnie.
Teraz Politechnika i Uniwersytet to wiele budynków i całe kampusy uczelniane. Jednak główne gmachy wciąż dostojnie trwają nad Odrą:
Uniwersytet Wrocławski
Politechnika Wrocławska
Wykorzystałam zdjęcia własne, Andrzeja Nowaka oraz materiały ze stron:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lwowska_szko%C5%82a_matematyczna
http://www.steinhaus.pl/
http://prac.im.pwr.wroc.pl/~hugo/publ/RWeron07_Decyzje.pdf
http://pl.wikiquote.org/wiki/Hugo_Steinhaus :
http://socwroc.blox.pl/2011/10/Malo-znana-powojenna-historia-UWr.html
http://www.uni.wroc.pl/o-nas/ciekawostki-20
http://70-lecie.pwr.edu.pl/historia/
Artykuł przeczytano 4230 razy