S.M.LAURETA od serca Jezusa - Zofia Wilczyńska (1898-1985)
11 listopada 1918 roku po 123 latach niewoli Polska odzyskała niepodległość.
Ta wolność to lata poświęceń polskich pokoleń, zsyłek na Sybir, więzień, prześladowań, poniżeń i przelanej polskiej krwi na polach bitew. Dzięki patriotyzmowi, odwadze i bohaterstwu pokoleń polskich możemy świętować ten dzień w wolnej Polsce, o której oni marzyli.
Dziś przypomnimy sylwetkę kobiety, siostry zakonnej a jednocześnie żołnierki – obrońcy Lwowa w 1919r i uczestniczki szlaku bitewnego Armii Polskiej gen. Andersa
S.M.LAURETA od serca Jezusa - Zofia Wilczyńska (1898-1985)
Materiał pochodzi ze strony www.niepokalanki. pl i jest autorstwa s. Germana od Niepokalanie Poczętej i Zofii Wesołowskiej.
Miło mi też poinformować sympatyków TMKK, że w dniu 09 listopada do zakonu sióstr w Jazłowcu przyjedzie nasza delegacja. Celem wizyty jest podpisanie umowy o współpracy, rozpoznanie najpilniejszych potrzeb remontowych zrujnowanego klasztoru, ustalenie, w jaki sposób możemy nieść pomoc charytatywną, przekazanie darów.
Po powrocie naszej delegacji planujemy otworzyć specjalną zakładkę dla Jazłowca na naszej stronie internetowej oraz napiszemy jaki był przebieg wizyty i podjęte ustanie.
A teraz zapraszam do przeczytania niespotykanego życiorysu siostry zakonnej, starszej wachmistrze Laurety.
Ryszard Zaremba
Urodzona 3.02.1898 w Jarosławiu w rodzinie ziemiańskiej, na wszystkich etapach życia wyznaczonych wojnami była kapłanką
rycerskiego ducha. Takim to mianem gen. Klemens Rudnicki określił Siostry Niepokalanki, „osiadłe z uporem na starym szlaku tatarskim, którym od niepamiętnych czasów chadzała nawała wschodnia na Rzeczpospolitą” (Rudnicki, „Na polskim Szlaku”1986). Wierność Bogu i Ojczyźnie była dla Zofii dewizą, przekazaną przez oboje rodziców - ojca Władysława, wojskowego i głęboko religijną matką, Zofię z Czaykowskich - Wilczyńską.
Po naukach prywatnych, pobieranych w domu, Zofia ukończyła gimnazjum Sióstr Niepokalanek w Jarosławiu (1914), a dwa lata później uzyskała świadectwo dojrzałości w liceum im. W. Niedziałkowskiej we Lwowie (1916) oraz dyplom ukończenia szkoły ogrodniczej w Wólce Kapitańskiej (1918).
Tak przygotowana ruszyła na swój pierwszy odcinek szlaku bojowego, zakończony w 1919 r. w stopniu kaprala. Wyróżnienie Odznaką Obrońcy Lwowa poparły świadectwa ppłk Aleksandry Zagórskiej - ówczesnej Komendantki OLK i kpt. W. Sulimirskiego: „kpr. Zofia Wilczyńska od grudnia 1918 do lipca 1919 pełniła służbę wojskową.
Pracując w najcięższych chwilach, jakie przechodził Lwów, okazała wiele odwagi i wytrwałości, a także poświęcenia w walce o polskość kresów wschodnich”. (A. Zagórska), oraz: „...w czasie służby w MOP, później w OLP(k) zasłużyła za ofiarne i trwałe wypełnianie przyjętych obowiązków na pełne uznanie. Wszystkie rozkazy i zadania spełniała z uśmiechem, a odznaczając się inteligencją i taktem, bywała bardzo dobrym komendantem wart i pododdziałów” (W. Sulimirski).
Do Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP, w którym była już zakonnicą jej najstarsza siostra Emilia, Zofia wstąpiła 15.01.1924. Nowicjat rozpoczęła w Jazłowcu 15.07.1924, po roku złożyła pierwsze śluby zakonne i pracowała tam jako nauczycielka w seminarium, a potem w gimnazjum gospodarczym.
Profesję wieczystą złożyła 16.07.1931. W 1934 roku otrzymała dyplom technika ogrodnictwa w państwowej szkole ogrodniczej w Wilnie. Odznaczała się niezwykłą energią, dobrym humorem i zdrowiem. Kochała Zgromadzenie i była żarliwą patriotką.
W latach 1936 - 1938 pełniła funkcję ekonomki klasztoru w Szymanowie, po czym wróciła do Jazłowca jako dyrektorka gimnazjum gospodarczego i administratorka ogrodu zakładowego.
Gdy w obliczu zbliżającego się zagrożenia w sierpniu 1939 roku odbywała się ceremonia przekazania votum i oddania się w opiekę cudownej Pani Jazłowieckiej przez 9 Pułk Ułanów Małopolskich, (jak uczynił to już dawno 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich), s. Laureta była głównym mistrzem ceremonii - tak samo jak podczas koronacji posągu 9.07.1939 roku.
Nie budziło to zdziwienia, gdyż „była kapralem i ekspertem klasztornym od spraw wojskowych; lubiła huk i gwar wojenny” (K. Rudnicki, List 30.03.1985). To „ona kazała ustawić na wieży zamczyska karabiny maszynowe i oddać parę dobrych serii w momencie składania votum”.
W listopadzie 1939 roku płk Rudnicki, w przebraniu cywilnym zjawił się przy furcie klasztornej, by dowiedzieć się o losy Sióstr Niepokalanek i swych córek, które tam przebywały.
Siostra Laureta otworzyła mu furtę i zaprowadziła do przełożonej. „Myślałem - napisał gen. Rudnicki po latach - że spotkam załamane wypadkami biedne zakonnice, a tu nic podobnego - zastałem je silne duchem, ufne w opiekę swej Pani, z wiarą, że wytrwają... A gdy Lauretka odprowadziła mnie do furty, to pytała tylko, czy to możliwe, że zdrajcy sprzedali Polskę, przecież w takie pogłoski nie mogą uwierzyć.”
Po wypędzeniu z majątku w Nowosiółce schroniła się w klasztorze jazłowieckim owdowiała matka s. Laurety wraz z córką Marią Błażowską. Wszystkie trzy 12.04.1940 zostały wywiezione do sowchozu „Druga Pięciolatka”, położonego wśród stepów Kazachstanu w Szamonajce w obłasti semipałatyńskiej.
Wobec zwyczaju nie podawania przez NKWD motywów deportacji należy przyjąć, że był to cios, skierowany przeciwko członkom rodziny ziemiańskiej oraz akt zemsty za udział Zofii w obronie Lwowa. Ostatnim znakiem Ojczyzny był mijany krzyż polski, wbity w ziemię, niosący słowo „miłuj” i ... ogromne wymagania.
Dla s. Laurety stał się on wyznacznikiem dalszego jej życia. Po pierwszych słowach rozgoryczenia, skierowanych ku Bogu: „Nie miałeś mnie gdzie upchać, tylko na ten Sybir”, podjęła trudną walkę o godne przetrwanie, otaczając opieką matkę i siostrę oraz wszystkich współcierpiących.
Po długich staraniach i problemach finansowych zakupiła małą, ciasną „izbuszkę”. Kratowisko to wystawało pół metra nad ziemię, miało jedno małe, nie otwierane okienko, glinianą podłogę. Mimo to ściągało Polaków, Żydów i Sowietów.
Przyczyną wizyt były paczki nadsyłane przez siostry niepokalanki i rodzinę, ciągle rozdawane obrazki i medaliki, jak również osoby zamieszkujące chatkę, promieniujące spokojem i typową narodową serdecznością oraz zaradnością. S. Laureta w fakcie swojego zesłania widziała cel i pożytek zamierzony przez Pana, łączyła więc modlitwę i medytację przy pracy ze staraniem o łagodzenie nieustannych trosk spowodowanych głodem, zimnem, chorobami. Utrzymywała kontakt listowny ze Zgromadzeniem.
Przekazywała informacje o życiu i losach współwygnańców i słała prośby o pomoc dla wszystkich, którym na miejscu mogła udzielać głównie wsparcia moralnego. Przyjmowała na świat i chrzciła dzieci, udzielała ostatniej posługo umierającym, urządzała wspólne nabożeństwa, dbała o obchodzenie świąt kościelnych i zachowanie tradycji narodowych.
Wolny czas poświęcała na dalekie wędrówki, których celem były odwiedziny i pocieszanie. Wykorzystując swoje umiejętności ogrodnicze potrafiła stworzyć ogródek obok izbuszki, w którym prócz jarzyn znalazły się kwiaty ozdabiające mały, własnoręcznie zrobiony ołtarzyk.
Nade wszystko wspomagała kobiety ciężarne i dzieci. Do polskich potrafiła wędrować stepem 32 kilometry.
Nie mając dostępu do prasy, późno dowiedziała się o amnestii i tworzeniu polskich oddziałów. Gdy 13.02.1942 otrzymała z Jungi-Jul w Uzbekistanie telegram podpisany przez płk K. Rudnickiego, wzywający ją do wstąpienia w szeregi Armii gen. Andersa, pokonała wszystkie trudności, łącznie z atakami malarii, by się tam znaleźć i przekonać o swej przydatności do działania w Pomocniczej Służbie Kobiet.
Po 6-tygodniowym kursie, 23.07.1942 złożyła przysięgę wojskową. W randze plutonowego w 6 Dywizji Piechoty była komendantką drużyny PSK 17 pułku w Jakkobaku, którą tam organizowała.
Zaangażowała się całym sercem w przygotowanie do ewakuacji ze ZSRR żołnierzy, dokonywała selekcji gotowych do drogi w szpitalu. „Przemycała” polskie rodziny do transportów wojskowych.
Wraz z dywizją, jako jedna z ostatnich, ewakuowała się 26.08.1942 przez Morze Kaspijskie do Persji (Iranu). W swoich notatkach zostawiła dokładną trasę dalszej wędrówki, rozpoczętej 29.10.1942, a zakończonej 13.12.1942 w Palestynie.
Matkę pochowała jeszcze w sowchozie, z siostrą na krótko zetknęła się w obozie w Pahlevi.
Transport ochotniczek PSK, z którym wędrowała, przemierzył drogę z Iranu do Iraku, a następnie przez Hamadan, Kermansza, Kaneguin, Kizyl-Ribat, Bagdad, pustynię iracką, Faluja, Habanija, Ramadi i przez 3 oazy - Madi-Badi, Rułba, Mafran oraz rzekę Jordan.
W Palestynie, gdzie przebywała do 12 listopada 1943 była komendantką - wychowawczynią młodszych ochotniczek i junaczek. Zabiegała o organizowanie dla nich nauki szkolnej, prowadziła ćwiczenia wojskowe i organizowała wycieczki po Ziemi Świętej - także dla żołnierzy polskich. Była szczęśliwa, że mogła często modlić się w miejscach świętych i cały Wielki Tydzień spędzić w Jerozolimie.
Z uporem jednak dążyła do uzyskania przydziału wojskowego do 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich, stacjonującego w Szkocji. Cel swój osiągnęła i po wystąpieniu z Armii na Wschodzie i czterotygodniowym rejsie na okręcie wojennym dotarła do Liverpoolu 9 grudnia 1943 r.
Zgłosiła się do komendy PSWK i po kursie przeszkolenia wojskowego, rozpoczętym 14.12.1943, zdała egzamin 28.01.1944. Święta Bożego Narodzenia spędziła z Ułanami Jazłowieckimi.
Dnia 13.03.1944 otrzymała przydział do 14 Pułku. Pełniła tam funkcję świetliczanki i kierowniczki kantyny oraz zakrystianki. Była bardzo lubiana i szanowana przez żołnierzy i oficerów. Organizowała kwesty, by wysyłać paczki dla Polaków opuszczających obozy niemieckie, potem też do rodzin ułanów jazłowieckich w Polsce.
W święto Niepokalanego Poczęcia NMP 8.12.1945 ta niepokalanka - ułan została uhonorowana wręczeniem pamiątkowej odznaki 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich.
W marcu 1946 r. siostra Laureta podjęła odważną decyzję nielegalnej podróży do Polski Ludowej. Pragnęła skontaktować się ze Zgromadzeniem osobiście i odprawić w nim choćby krótkie rekolekcje, a także przywieźć do Anglii ukryty w Warszawie sztandar 14 Pułku oraz pomóc w zorganizowaniu nielegalnego wyjazdu do Polski niektórych członków rodzin ułanów.
Przez Francję, Belgię i Holandię dotarła do Niemiec. W Meppen zatrzymała się u Rudnickich.
Żona generała była jej koleżanką z gimnazjum niepokalanek w Jarosławiu. W likwidowanym obozie jenieckim w Wolfburg otrzymała zaświadczenie pobytu w nim na nazwisko Zofii Münter.
W czasie podróży i prawie trzymiesięcznego pobytu w kraju przeżyła wiele niebezpiecznych chwil i sytuacji, z których, tak jak uprzednio w ZSRR, wychodziła cało dzięki ponawianemu ciągle zawierzeniu Matce Bożej, u której nieustannie szukała pomocy.
Powróciła z tej ryzykownej wyprawy w końcu czerwca 1946 r. - tak samo drogą nielegalną, co ułatwiły jej byłe wychowanki. Uważała, że cel zamierzony osiągnęła, choć sztandaru nie chciano jej wydać, a z rodzin ułanów przywiozła tylko dwie osoby.
Podbudowała się jednak wewnętrznie, odwiedzając kilka domów Zgromadzenia i zorientowała się w sytuacji na tyle, że wiedziała jak może mu służyć.
Z polecenia przełożonej generalnej, m. Zenony Dobrowolskiej, odbyła jeszcze podróż do Włoch transportem wojskowym (od 3.07 do 6.10 1946), by zorientować się co do możliwości otwarcia tam domu sióstr niepokalanek.
Był to pierwszy po wojnie bezpośredni kontakt Zgromadzenia ze Stolicą Apostolską. Wraz z Polonią rzymską wzięła udział w uroczystym oddaniu Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi przez biskupa polowego Józefa Gawlinę 8.09.1946 r.
Akt ten podkreślał łączność z polskimi biskupami, dokonującymi w tym dniu zawierzenia Maryi na Jasnej Górze. Siostra Laureta była też z Polakami wracającymi do kraju na audiencji u papieża Piusa XII 26.09.1946 r.
Wkrótce po powrocie do Szkocji zgłosiła zdecydowanie swój powrót do kraju. Nastąpił on jednak dopiero z ostatnim transportem repatriantów 18.04.1947 roku.
Radość i wdzięczność Bogu przepełniała mężne serce Siostry Laurety od Serca Jezusa. Wesoło i „po żołniersku” stanęła do pracy w Zgromadzeniu, które ją wychowało, i z którym nie straciła ani na chwilę duchowej łączności przez długie lata tułaczki wojennej, gdy pełniła służbę Bogu w ludziach - służbę Ojczyźnie. Świadczą o tym zachowane jej listy z Sybiru i późniejsze świadectwa z Palestyny i z Anglii.
Władze zakonne powierzyły jej w tych ciężkich czasach powojennych trudną funkcję ekonomki - kolejno w paru dużych domach Zgromadzenia. Była też nauczycielką zajęć praktycznych, a nawet przełożoną. Ostatnie 20 lat życia spędziła w klasztorze
rodzinnym w Jarosławiu.
Wtedy dopiero mogła napisać swoje bogate wspomnienia z siedmioletnich peregrynacji na Wschodzie, Południu i Zachodzie. Zdrowie miała już wtedy mocno zachwiane.
W 1976 r. musiała zdecydować się na amputację nogi.
Zmarła 13.03.1985 r. w Jarosławiu i tam została pochowana w grobowcu zakonnym przy klasztorze.
Gen. Rudnicki napisał 30 marca we wspomnianym wyżej liście do sióstr z Londynu: „Przyjmuję Waszą depeszę jako meldunek o odejściu żołnierza z szeregów, bo Lauretka była żołnierzem w służbie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, a ja byłem jakiś czas Jej dowódcą (...). Niech ten list będzie hołdem złożonym Jej pamięci”.
Swą książkę „Na polskim szlaku” generał zakończył zdaniem: „chciałbym bardzo zapukać do furty klasztornej i złożyć Pani Jazłowieckiej Votum, tym razem dziękczynne, a furtę niech mi otworzy Siostra Laureta, ta co tak „huk lubiła”.
www.niepokalanki.pl
Artykuł przeczytano 4392 razy