Dożynki na Kresach w oczach Ireny- Pokucie, Horodenka, w majątku księcia Lubomirskiego.
Anna Małgorzata Budzińska
Sierpień. Nadszedł czas żniw i wkrótce dożynki.
Przytoczę więc tutaj opis dożynek na Kresach zapamiętanych przez panią Irenę, z domu Piotrowską.
Sierpień. Nadszedł czas żniw i wkrótce dożynki.
Przytoczę więc tutaj opis dożynek na Kresach zapamiętanych przez panią Irenę, z domu Piotrowską.
Najpierw jednak współczesność. Dzisiaj szerokie łany zbóż koszą nowoczesne kombajny.
Człowiek siedzi w szczelnej kabinie z klimatyzacją i szerokimi ostrzami kombajnu zbiera zboże. Od czasu do czasu podjeżdża traktor i odbiera gotowe ziarno. Okrągłe snopki słomy wiązane są mechanicznie. Niby dużo ułatwień, ale nadal jest to ciężka praca, a buczenie kombajnów słychać nawet w nocy.
Przed wojną nie było takich udogodnień.
Spójrzmy na obraz lwowskiego malarza Stanisława Kaczora- Batowskiego:
Kiedyś zamiast kombajnu- wóz drabiniasty. Koszenie kosą, sierpem, wiązanie snopków, zwożenie, młócenie – to mozolne prace.
O dawnych żniwach możemy poczytać tutaj: http://przewodnikzamosc.pl/?p=980 , a także tutaj:
http://strzelno3.bloog.pl/id,330142259,title,Zniwa,index.html?smoybbtticaid=6112a1
Zajmijmy się teraz dożynkami w Horodence. Pięknie je opisała Irena z Piotrowskich.
Zapamiętała nawet piosenki. Opowieść Ireny napisana jest barwnym językiem, posługuje się trafnymi porównaniami i oprócz rzeczowych opisów ma poetyckie wstawki.
Irena była wykształconą kobietą i świadomą wartości swoich wspomnień. Zachowała je i zapisała dla potomności. Właściwie ten opis mógłby być dokumentem etnograficznym i mógłby posłużyć do pracy naukowej.
Irena- autorka wspomnień, w wieku maturalnym
Poczytajmy jej wspomnienia:
W czasie ostatnich wakacji przed maturą – w roku 1930-ym miałam możność uczestniczenia w uroczystościach „dożynek” we dworze.
Wschodnia część Pokucia, jako przedłużenie Podola miała żyzne czarnoziemy (…) Na polach falowały łany żyta, złocistej pszenicy i innych zbóż, lub zieleniły się zagony buraków cukrowych, czy ziemniaków.
Każde pole obsadzone było wkoło słonecznikami i kukurydzą, co sprawiało, że cały ten kraj zdawał się uśmiechać do słońca i pysznić się swoją urodą i bujną roślinnością.
Mówiono o tej części Pokucia, że to kraj mlekiem i miodem płynący.
Horodenka- leżąca w urodzajnej części Pokucia była siedzibą administracji majątków księcia Lubomirskiego.
Był to duży ośrodek rolniczy- klucz składał się z 4 wsi, miał wiele hektarów żyznej gleby, cukrownię, młyny i gorzelnie. Administracja zatrudniała wielu pracowników (…) kasjerem i gorzelnikiem był nasz Ojciec (Władysław Piotrowski). Książę pan nie przyjeżdżał tu nigdy, przeważnie siedział za granicą.
Władysław i Maria Piotrowscy z dziećmi
Robotnicy rolni rekrutowali się tu z Ukraińców czy Mazurów, a na czas żniw i zbiorów sprowadzano pracowników sezonowych z okolic Krakowa lub Hucułów z Kosowa, Kut, czy Nadwornej.
Hucznie co roku obchodzono tu dożynki, które jednak nie miały tu jakiegoś szczególnego charakteru i nie były czystym odbiciem obyczajów Pokucia. Każda grupa zatrudnionych przynosiła swoje obyczaje, całość wiec była mieszaniną barwną i żywą- obok śpiewek na nutę krakowiaka rozbrzmiewała wesoła kołomyjka, język polski przeplatał się z ukraińskim, barwny strój krakowski mieszał się z wyszywanymi „soroczkami” Ukraińców, z kolorowymi krajkami i zapaskami „czarnobrewek”.
Po zakończeniu zbiorów żniwiarze splatali ogromny wian z różnych rodzajów zbóż w kształcie wielkiej korony, który nieśli czterej chłopcy na drążkach.
Przed nimi szły trzy przodownice: - pośrodku pierwsza niby panna młoda z wiankiem ze zboża na głowie, a dwie pozostałe niby jej drużki z pękami dorodnych kłosów w rękach.
Dziewczyny były strojne w koralach, wstążkach i kwiatach- aż oczy rwały. Za tą grupą zbierali się pozostali żniwiarze, również ubrani odświętnie i barwnie.
Z muzyką i śpiewem zdążali przed gmach administracji, gdzie już oczekiwali ich wszyscy pracownicy z dyrektorem na czele oraz zaproszeni goście jak: ks. Proboszcz, komendant straży pożarnej, komendant policji, adwokat księcia, aptekarz, burmistrz, lekarz i inne miejscowe osobistości.
Dożynki w Horodence
Na krzesłach przed werandą zasiadały panie z rodzinami i goście. Wachlując się z wdziękiem żywo omawiano barwne widowisko.
„Dożynki”- A. Wierusz Kowalski
Z grupy pracowników wysunął się na spotkanie żniwiarzy administrator w asyście rządcy i ekonoma. Teraz zaczynała się właściwa ceremonia. Robotnicy chórem śpiewali:
Plon niesiemy, plon
W gospodarza dom
Wian ze zboża ci niesiemy,
Zdrowia , szczęścia winszujemy
Plon niesiemy, plon
Niech pieśń brzmi jak dzwon.
Pierwsza przodownica podchodząc do administratora tak śpiewała:
Niech ci miły gospodarzu
Dobra wciąż przybywa,
Byś nas znowu w przyszłym roku
zaprosił na żniwa.
Następnie schylała głowę, by administrator zdjął jej z czoła wian, który potem miał ozdabiać ścianę jego biura.
Druga przodownica skłaniając się przed rządcą i podając mu wiązankę kłosów śpiewała z humorem:
Hej! Gdy wiązałam snopy
I ustawiałam kopy
Słonko się uśmiechało
Liczko mi malowało
Podobnie trzecia przodownica, wdzięcząc się do ekonoma przymawiała się:
Skończyły się mozoły
Już pełne twe stodoły
Wiec ugość swych żniwiarzy
Muzyka nam się marzy!
W odpowiedzi administrator dawał żeńcom pieniądze na muzykę i zapowiadał obfity poczęstunek i tańce na folwarcznym dziedzińcu.
Ucieszona gromada, chcąc okazać wdzięczność zaczynała popisywać się różnymi przyśpiewkami adresowanymi do pracowników administracji.
Były to naiwne i śmieszne wierszyki, czasem nawet trochę złośliwe, które zebrani przyjmowali śmiechem i oklaskami. Oto przykłady:
A nasz książę – możny pan!
Dobrze mu się wiedzie
Znów pieniążków zgarnął wór
Zagranicę jedzie
Pana rządcę wszyscy chwalą,
Rządzi gospodarnie.
Chętnie- kiedy nikt nie widzi-
Dziewuchę przygarnie
Pan ekonom na koniku
Po polach wciąż goni
A wieczorem w karty patrzy
I w kieliszek dzwoni
Nasz karbowy- sprawedływyj
Sylnu ruku maje.
Jak ne robysz szczo prykazał
Zara w mordu daje
A kiedy ktoś w kasie
Wypłatę odbiera
Zachwycą go mądre
Oczy kasyjera
Ten nasz pan kasyjer
Ma śliczne córeczki
Ładne oczy i warkocze,
Panny jak laleczki
A synkowie- sokoliki
Młode latka mają.
Za zgrabnymi dziewuszkami
Już się oglądają
W końcu żniwiarze, ustawiając wielki wian na specjalnym podwyższeniu, zaczynali zbierać się do odejścia – z daleka już bowiem widać było na dziedzińcu duży ruch, gdzie ustawiono stoły z poczęstunkiem, a muzyka zaczynała już podgrywać i nogi same rwały się do tańca.
Wiec już tylko skłaniając się nisko odchodzili ze śpiewem, ale jeszcze zwracając się do gorzelnika prosili:
Panie gorzelniany
Dobre serce masz
Ty nam pewno zaraz
Horiłoczki dasz
Otrzymawszy zapewnienie, że znajdą gorzałkę na stołach, skłonili się i z muzyką, ze śpiewem odeszli.
Tymczasem służba dworska zastawiała stoły różnymi smakołykami : była kapusta z kiełbasą, hołubcy suto okraszone, horiłka, perohy ze smetanoj, różnego rodzaju pierożki : z kapusta, z grochem, z grzybami i cebulą, - i na słodko z serem lub z jagodami.
Oprócz tego słodki małaj z kukurydzianej mąki i pampuszki smażone na oliwie.
Nic dziwnego wiec, że przy stołach panował wesoły gwar i okrzyki : „ Na zdorowie!” , „Aby nam się dobrze działo!”
A tu już muzyka zagrała ironiczną, wesoła kołomyjkę:
Hop! Siup! Ne żury sia!
Woźmy sznura, powesy sia!
Zaczynały się tańce. Co śmielsze dziewczyny zapraszały do tańca panów: administratora, rządcę, ekonoma i młodych praktykantów. Ale panowie po przetańczeniu jednego tańca odeszli, bo w salonach pana administratora też odbywało się przyjęcie i tańce, tylko melodie były inne: „Tango milonga”, „Gdy będziemy znów we dwoje” itp.
Na dziedzińcu zaś rzępoliły cieniutko skrzypki, pohukiwał bas- niby gruby bąk, a bęben grzmiał jakby odgłos oddalającej się burzy, której teraz już nikt się nie bał, bo zbiory były zabezpieczone. Tylko rządca i podległa mu służba pilnie musieli baczyć, by zabawa odbywała się w przyzwoitej odległości od stodół.
A więc hulano- ile sił w nogach i tchu w piersiach.
Melodie zmieniały się, krakowiaki i poleczki przeplatały się z kołomyjka i kozaczkiem z prysiudami.
Gdy zaś muzyka odpoczywała dziewczęta i chłopcy zbierali się w gromadki i śpiewali na głosy:
Czemu ty dziewczyno
Pod jaworem stoisz
Czy cię słonko piecze, Czy się deszczu boisz?
Hop! Dziś, dziś! Trala-la!
Ho! Dziś, dziś! Od ucha!
Hop! Dziś, dziś! Niech tańczy!
Każda dziewucha!
Kaśka, Maryśka, Małgośka, Hanka
Niech tańczy, niech hula
Do białego ranka!
Słonko mnie nie piecze, deszczu się nie boję
Na miłego czekam
Pod jaworem stoję.
Hop! Dziś! Dziś! …
Z grupy Ukraińców wysunęła się znana śpiewaczka, gruba Paraska i zaśpiewała z humorem:
Oby się kohut znudył,
Szcze mene tak rano zbudył
Mała ja niczka, mała,
Ja szcze sia ne wyspała.
Pryczyny, Boże, noczy
Na moi czorni oczy,
Pryczyny i druhoju
Na mene mołodoju.
Kazała mene maty
Zełene żyto żaty,
A ja żyta ne żała
W borozdońci łeżała.
Kazała meni maty
Z chłopaciamy pohulaty.
Pohulaj sobi doniu.
Ja tobi ne boroniu.
A ja sobi hulaju,
Jak rybka po Dunaju.
Jak rybka po Dunaju
Tak ja sobi hulaju.
A mołodyce i starsze kobiety ostrzegawczo zawodziły:
Oj ne hody, Hryczu,
Taj na weczernyciu,
Bo na weczernyci
Diłki czarnyłyci.
Kotra diłczina czornobrywaja
Ta je czariłnycia sprawidływaja
Długo w noc słychać było w całej okolicy muzykę, wesołe piosneczki lub smętne dumki, ale nikt się nie dziwił- dożynki są raz w roku i ci co się trudzili w skwarze lub deszczu mają teraz prawo weselić się.
Nawet stary Księżyc nie był zdziwiony i od czasu do czasu przymykał oko chowając się za chmurkę, gdy słodki, dziewczęcy głos prosił:
Oj, misiaciu, misiaczeńku!
Ne świty nikomu,
Łyszeń momu myłeńkomu,
Jak pijde do domu!
To tyle wspomnień Ireny o dożynkach na Kresach. Może ktoś z czytelników coś by dodał?
Pamiętamy Inwokację z „ Pana Tadeusza”:
…Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą , posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała…
Na kresowych polach rosły te same rośliny co teraz: złocista pszenica, srebrzyste żyto, biała gryka, no i ta nieszczęsna dzięcielina i świerzop, których za młodu nie potrafiłam zidentyfikować, a teraz wiem, że z rumieńcem-to różowa koniczyna, a bursztynowy- żółty to rzepak.
Oprócz zdjęć własnych i udostępnionych przez rodzinę autorki wspomnień wykorzystałam też zdjęcia z internetu:
http://artyzm.com/obraz.php?id=6890 - obrazy
http://regionalia.bibliotekaceglow.pl/viewpage.php?page_id=9 -wieniec
Artykuł przeczytano 7041 razy