List
Skandal z Rossolińskim-Liebe i stan ukraińskiej historii
Taras Kurylo - niedziela, 4 marzec 2012 rok, 11:15
http://www.istpravda.com.ua/columns/2012/03/4/75432/
o autorze: Taras Kurylo
Studiował na Wydziale historycznym Uniwersytetu Lwowskiego i Akademii Kijowsko-Mohylańskiej.
Obronił pracę magisterską i otrzymał tytuł doktora historii (Ph.D.) na University of Alberta, Edmonton (Kanada).
Taras Kurylo - niedziela, 4 marzec 2012 rok, 11:15
http://www.istpravda.com.ua/columns/2012/03/4/75432/
o autorze: Taras Kurylo
Studiował na Wydziale historycznym Uniwersytetu Lwowskiego i Akademii Kijowsko-Mohylańskiej.
Obronił pracę magisterską i otrzymał tytuł doktora historii (Ph.D.) na University of Alberta, Edmonton (Kanada).
Skandal wokół odwołania wykładów niemieckiego historyka Rossolińskiego-Liebe nabiera coraz większych rozmiarów, już zyskał międzynarodowy rozgłos.
Bezwarunkowo na potępienie zasługuje próba zamknięcia usta panu Rossolińskiemu-Liebe, który miał prawo do wyrażania swoich poglądów. Szczególnie niedopuszczalne są groźby użycia przemocy fizycznej przeciwko niemu, o których on poinformował. Nie możemy jednak nie zauważyć, że skandal był przewidziany od samego początku.
Emocje wzbudziło już samo postawienie przez pana Rossolińskiego-Liebe tezy o Stepanie Banderze jako "faszyście" i OUN jako "organizacji faszystowskiej" i kontekst wypowiedzi, która miała koncentrować się na dokonywaniu przez banderowców masowych zabójstw ludności cywilnej.
W samym stwierdzeniu, że OUN należy do europejskiej faszystowskiej tradycji, nie ma nic nowego. Wielu zachodnich historyków zgadza się z tą tezą. Można odwoływać się do takich znanych ekspertów w dziedzinie historii Europy Wschodniej, jak Tymothy Snyder, John-Paul Himka, Amir Weiner, Frank Golczewski i wielu innych.
Inną rzeczą jest to, że żaden z nich nie wprowadza terminu "faszysta" do tytułów swoich prac naukowych, lecz wykorzystuje go raczej do określania ideologicznego podobieństwa do innych europejskich ruchów faszystowskich.
Za wyjątek można uważać artykuł Timothy Snydera "Faszystowski bohater w demokratycznym Kijowie", który ukazał się na jego blogu w The New York Review of Books, ale został on napisany dla zachodniej publiczności. Na Ukrainie słowo "faszysta" nabrało znaczenia obelgi, jego używanie eliminuje możliwość normalnej dyskusji.
W końcu to samo można powiedzieć o politycznej publicystyce na Zachodzie, gdzie termin "faszysta" jest często używany po to, aby obrazić jakiegokolwiek politycznego działacza z prawej strony sceny politycznej od centrum - powiedzmy, kanadyjskiego premiera i lidera konserwatystów Stevena Harpera. Pan Rossoliński-Libe doskonale o tym wie - ale mimo to używa tego terminu gdzie należy i gdzie nie, przez co świadomie wywołuje skandal.
Aby podejść do tego tematu spokojnie, warto uświadomić sobie, że "faszyzm" - nie jest obelżywym słowem. Faszyzm był modną ideologią w latach 1930-40-ych, ta ideologia zawładnęła duszami milionów ludzi.
Zachodnia Ukraina a szczególnie Galicja i ukraińska emigracja w Europie były włączone w ten ogólnoeuropejski proces - zwłaszcza ze względu na to, że kulturowy wpływ Niemiec (i niemieckiej Austrii) był bardzo silny. Dla wykształconych Galicjan Niemcy - to była przecież Europa. Wreszcie, niemal 150 letni pobyt w składzie państwa Austrii (a Austriaków tradycyjnie nazywano "Niemcami") nie tak łatwo zapomnieć.
W Galicji największym propagatorem włoskiego faszyzmu i niemieckiego hitleryzmu (właśnie tak przeważnie nazywano niemiecki narodowy socjalizm) był Doncow. On i jego otoczenie przełożyli (na język ukraiński) "Moją walkę" Hitlera i "Doktrynę faszyzmu" Mussoliniego, opublikowali książki, które z wielkim entuzjazmem opowiadały o Hitlerze, Mussolinim i ich ideologii.
Doncow propagował kult siły i wiele innych faszystowskich postulatów. Dla potwierdzenia prawidłowości swoich myśli nieustannie cytował Hitlera, Mussoliniego i innych faszystowskich ideologów czy działaczy - analogicznie do tego, jak ortodoksalni komuniści powołują się na Lenina lub Marksa. Zaprzeczał swoim oponentom, który twierdzili, że poglądy tego "wariata" nie mają nic wspólnego z faszyzmem.
Doncow wezwał do przyjęcia przez Ukraińców polityki Trzeciej Rzeszy, w tym wykorzystanie hitlerowskich metod rozwiązywania "kwestii żydowskiej". Prawie każdy jego artykuł, napisany po 1933 i do początku wojny, propagował faszyzm i szerzył nienawiść do Żydów. Można powiedzieć, że Doncow stworzył ukraińską wersję faszyzmu.
Doncow miał ogromny wpływ na umysły młodych Galicjan, przede wszystkim członków Krajowej Egzekutywy OUN, która później oddzieliła się jako banderowskie skrzydło OUN. Sami banderowcy w powojennych pamiętnikach wspominali, jak oni w tych czasach z entuzjazmem i bezkrytycznie "od deski do deski" zaczytywali się Doncowem.
Zresztą, Doncow nie był jedynym, który propagował faszyzm w Galicji. Współpraca z nazistowskimi Niemcami wzmocniła ideologiczne pożyczki. Pod koniec 1930 roku OUN nabyła wszelkie nieodłączne cechy organizacji faszystowskiej i jej ideologia była bardzo podobna do innych ruchów faszystowskich. Zapożyczenia doszły nawet do rytuału - czyli do wprowadzenia faszystowskiego pozdrowienia dla członków organizacji.
Jednym z elementów zapożyczenia było przejęcie idei o konieczności zastosowania rasowych kryteriów dla rozwiązania "kwestii żydowskiej". W szczególności, dokładnie to opisuje jeden z ideologów OUN Wołodymyr Martyneć w tytule swojej książce "Czy powinniśmy dbać o czystość rasy?"
Więc kiedy w lipcu 1941 roku Jarosław Stećko pisał: "[Ja] stoję na stanowisku zniszczenia Żydów i celowości przeniesienia na Ukrainę niemieckich metod eksterminacji żydostwa, z wyłączeniem ich asymilacji", a inny wiodący banderowiec, Stepan Łenkawśkij, twierdził: "Jeśli chodzi o Żydów, zaakceptujemy wszystkie metody, które przyczynią się do ich zniszczenia", wynikało to wprost z poprzedniej doncowsko-ounowskiej tradycji.
Zresztą, sami członkowie OUN wyznawali swoją ideową przynależność do europejskich ruchów faszystowskich. Tak więc w maju 1939 roku wódz OUN Andrij Melnyk zapewnił niemieckiego Ministra Spraw Zagranicznych Rosenberga, że jeśli chodzi o światopogląd, jego organizacja należy do tego samego rodzaju typu ruchów co niemiecki narodowy socjalizm i włoski faszyzm.
Jeszcze bardziej konkretnie wypowiada się jeden z ideologów OUN Jarosław Irszan w 1938 roku: "Ukraiński nacjonalizm operuje terminem "nacjonalizm" w tym znaczeniu, jak nacjonalizm niemiecki i włoski terminem "narodowy socjalizm" lub "faszyzm". Nacjonalizmy: faszyzm, narodowy socjalizm, nacjonalizm ukraiński itd. - to różne narodowe przejawy tego samego ruchu ".
Z innych publikacji OUN można dowiedzieć się, że oni często posługiwali się terminami "nacjonalizm" i "faszyzm" jako synonimami.
Ze względu na to wszystko OUN "pasuje" do klasyfikacji: "ogólny" (generic) - "faszyzm", której zachodnia historiografia używa dla określenia podobnych europejskich ruchów - jak na przykład włoskiego faszyzmu i niemieckiego nazizmu, ale również podobnych ruchów na Węgrzech, w Rumuni, Francji i innych krajach.
Nie ma niczego anty-ukraińskiego w tym zdefiniowaniu. Wreszcie, istnieje bogata ukraińska tradycja demokratyczna, która jeszcze w 1930 roku nazywała Doncowa i OUN faszystami i ostrzegała przed ich szkodliwym wpływem. Umiarkowani działacze ukraińscy opłakiwali wpływ faszyzmu i OUN Doncowa na ukraińską studencką młodzież, który "napłodził" mnóstwo-mnóstwo "mussoliniątek i hitlerzątek".
W powojennych czasach na faszystowski charakter OUN wskazywali nie tylko umiarkowani Galicjanie, ale także wielu wschodnio-ukraińskich uciekinierów z sowieckiego raju, takich jak Iwan Bahrianij. Demokratycznie zorientowani Ukraińcy protestowali przeciwko imigracji "ukraińskiego faszyzmu" Doncowa do Ameryki Północnej.
Takich przykładów można przytoczyć wiele. Inną rzeczą jest to, że ukraińska opinia publiczna zazwyczaj tego nie wie. Demokratyczna tradycja intelektualna okresu międzywojennego jest prawie nie znana, a przed oczami stoi przykład putinowskiej Rosji lub rusofilskich kręgów Ukrainy, które w swoich propagandowych działaniach nazywają "faszystami" wszystkich, którzy im nie odpowiadają.
W tym kontekście wykłady pana Rossolińskiego-Liebe postrzegane były jako jeden z elementów propagandowej kampanii Kremla. Swoim prowokacyjnym - demonstracyjnym zachowaniem on tylko wzmacniał takie wrażenia.
Nie wolno zapominać i o takim delikatnym aspekcie, że to turnee zostało zorganizowane przez przedstawicieli państwa, które ustanowiło okupacyjny faszystowski reżim na Ukrainie w czasie II Wojny Światowej, a już w naszych czasach zablokowało wejście Ukrainy do NATO i ogóle jest przyjmowane przez ukraiński ogół jako główny lobbysta Kremla i najbardziej anty-ukraińsko zorientowany kraj w Europie.
Organizacja wykładów połączona z wskazywaniem Ukraińcom, kto z nich jest faszystą, a kto - nie, wydaje się dla wielu aktem niemieckiej pychy i brakiem szacunku dla Ukrainy oraz podlizywaniem się Kremlowi.
Niestety, to nie pierwszy wypadek, kiedy panu Rossolińskiemu-Liebe towarzyszą skandale ze względu na prowokacyjny i agresywny sposób przedstawienia swoich opinii naukowych. To samo działo się podczas studiów na Uniwersytecie w prowincji Alberta, Edmonton.
Należy zauważyć, że ukraińska społeczność - tak jak w Edmonton, tak i zresztą w całej północnej Ameryce - celowo unika krytycznej dyskusji na temat historii OUN. Można to częściowo wytłumaczyć tym, że wiele ukraińskich organizacji zostało założonych przez członków albo sympatyków OUN, byłych weteranów Dywizji "Galicja" lub osoby, które w czasie wojny pracowały w niemieckich organizacjach. Oni albo ich potomkowie nadal zachowują mocną pozycję.
Ponadto wielu uważa, że takie dyskusje spowodują szkodę dla samych Ukraińców i wzmocnią oskarżenia ze strony innych grup etnicznych, przede wszystkim Żydów i Polaków. Dlatego starają się zamknąć usta tym nielicznym Kanadyjczykom pochodzenia ukraińskiego, którzy o tych kwestiach dyskutują.
Kanadyjski historyk John-Paul Himka został ogłoszony przez społeczność ukraińską "wrogiem numer jeden" i doznaje stałego nękania i nacisku z powodu swoich badań historycznych i społecznego stanowiska. Jest on postrzegany jako "zdrajca" swoich, który sprzyja "obcym". Jednocześnie społeczność ukraińska nie jest jednolita i wielu rozumie, że takie krytyczne dyskusje są potrzebne samym Ukraińcom.
W takiej sytuacji pan Rossoliński-Liebe zaczął oskarżać wiele ukraińskich organizacji o "faszyzm" za przychylny stosunek do OUN lub fakt, że dana organizacja została założona przez "faszystów". "Faszystowskimi apologetami" zostali mianowani nie tylko ideowi banderowcy, lecz także osoby, które zaprzeczały zbrodniczości OUN z różnych przyczyn - choćby braku znajomości danego tematu.
Pan Rossoliński Liebe oskarżał kanadyjski multikulturalizm o stworzenie warunków, w których "ukraińscy faszyści" odznaczali swoich bohaterów na koszt I przy wsparciu państwa. Tu w sposób sztuczny przenosił na grunt kanadyjski zachodnioeuropejską krytykę multikulturalizmu, który rzekomo utrudnia asymilację i sprzyja zachowaniu archaicznych norm wśród ogromnej społeczności wychodźców z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki.
Jest oczywiste, że dla pana Rossolińskieg-Liebe Ukraińcy, tak samo jak Arabowie europejscy i inne "zacofane" narody, wykorzystywali politykę państwa dla zachowania swoich archaicznych poglądów. Jednak w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, multikulturalizm w Kanadzie jest odbierany przez całe społeczeństwem, a zwłaszcza elitę polityczną, pozytywnie.
Wśród innych epitetu "faszystowski" doczekał się Kanadyjski Instytut Studiów Ukraińskich, zarówno za "kult UPA" - którego ja nie zauważyłem, pracując tam 6 lat (niechęć do dyskusji, przemilczanie tematu - tak, ale nie kult) - jak i za to, że jednym z jego założycieli był dawny członek dywizji "Galicja".
Oczywiście, fakt, że jeden z pozostałych założycieli służył w czasie II Wojny Światowej w armii brytyjskiej, nie miał dla Rossolińskiego-Liebe żadnego znaczenia. Zresztą, stosując takie podejście, można by konsekwentnego krytyka OUN Johna-Paula Himkę oskarżyć o "faszystowski kolaboracjonizm" - biorąc pod uwagę fakt, że swoim czasie pracował nad "faszystowskim projektem" Encyklopedii Ukrainoznawstwa, na czele z "faszystowskim" Kubijowyczem.
To podejście było boleśnie znajome. Uważnie przeczytawszy artykuł pana Rossolińskiego-Liebe o kanadyjskim multikulturalizmie i kulcie "faszyzmu ukraińskiego" w Edmonton zauważyłem, że jeśli zabrać tylko trzy (!) słowa, to można by go było śmiało opublikować w gazecie "Prawda" gdzieś w 1984 roku lub jeszcze lepiej w jednym z wydań "poczty im. Jarosława Hałana".
Po krytycznych uwagach pan Rossoliński-Liebe nieco złagodził swoje tezy w artykule, tym niemniej podstawowe tezy zostały zachowane.
Takie podejście rozgniewało społeczność ukraińską, w sposób oczywisty zniechęcając umiarkowane środowiska do krytycznej dyskusji na temat dziedzictwa OUN. Takie próby zaczęły być kojarzone z demonstracyjno-prowokacyjnym podejściem pana Rossolińskiego-Liebe i jeszcze bardziej wzmocniły stanowisko tych, którzy uważali takie dyskusje za szkodliwe dla Ukraińców, a także ukrainofobiczne.
Przyszło mi niezliczoną ilość razy powtarzać, że nie zgadzam się z wieloma jego tezami, a z innymi mogę zgodzić się tylko w złagodzonej i nie prowokacyjnej formie.
Krótko po tym podpisałem list protestacyjny przeciwko antysemickiej akcji jednej z ukraińskiej instytucji. W rezultacie otrzymałem zalew agresywnych listów, niektóre z nich cytowały pana Rossolińskiego-Libe, krytykującego mnie.
Mniej więcej tym samym czasie zostałem "nagrodzony" tytułom "faszystowskiego apologety" przez jedną profesorkę z University of Alberta, która w niewielkim stopniu orientowała się w historii Ukrainy, natomiast przeczytała artykuły pana Rossolińskiego-Liebe. Ten przykład tylko pokazuje, jak trudno było utrzymać trzeźwą równowagę w tej niezwykłej sytuacji.
We wszystkich tych skandalach, które towarzyszyły panu Rossilińskiemu-Liebe, jest jakiś element winy ukraińskich historyków i intelektualistów. Po upadku Związku Radzieckiego i otwarciu archiwów, na Zachodzie pojawiło się wiele ciekawych opracowań o ukraińskim ruchu nacjonalistycznym, wykonanych w krytycznym duchu naukowym.
Każdego roku pojawiają się nowe monografie albo artykuły na ten temat. Współczesna zachodnia historiografia ustaliła, że jeszcze przed sowiecko-niemiecką wojną OUN opracowała plany fizycznego zniszczenia, faktycznie ludobójstwa, mniejszości etnicznych - przede wszystkim Żydów i Polaków, w pewnym zakresie także Rosjan.
W pierwszych tygodniach wojny sama OUN albo lokalna milicja - którą organizowało i kontrolowało banderowskie skrzydło OUN - wyraźnie zachęcona przez SS, zorganizowała na Zachodniej Ukrainie pogromy żydowskie, w których zginęły dziesiątki tysięcy Żydów.
W następnym czasie policja ukraińska, w której banderowcy zachowali znaczne wpływy, szczególnie na Wołyniu, uczestniczyła w nazistowskim Holokauście Żydów przed ucieczką do lasu w marcu 1943 r. na rozkaz Prowydu OUN. Krótko po czym nowo powstała UPA rozpoczęła eksterminację "obcego etnicznie" elementu na Wołyniu, przede wszystkim Polaków, ale także niemieckich i czeskich kolonistów, Żydów, którzy ukrywali się w lasach i "nieprawomyślnych" Ukraińców.
Później eksterminacja Polaków została rozszerzona na Galicję oraz Nadsanie i Łemkowszczyznę. Znany historyk Timothy Snyder podkreślił, że eksterminacja Polaków na Wołyniu przypominała poprzednią eksterminację Żydów, najwyraźniej dlatego, że ukraińska policja. która teraz stanowiła rdzeń UPA, wykorzystywała swoje doświadczenie zdobyte w czasie Holokaustu.
Istnieje bogata ukraińska memuarystyka - zwłaszcza melnykowska - o terrorze banderowców stosowanym wobec swoich oponentów - Ukraińców. W 1943 roku na Wołyniu ten terror przybrał absurdalne formy, kiedy sąsiad załatwiał porachunki z sąsiadem poprzez donos-oszczerstwo do Służby Bezpieczeństwa OUN. Terror został rozprzestrzeniony nawet na mniejszości religijne (sztundyści) i na wschodnich Ukraińców, byłych żołnierzy lub dezerterów, którzy mieszkali w wioskach, ponieważ podejrzewano ich o prosowieckie sympatie.
Taki terror wywołał protesty nawet w szeregach samych ounowców, ponieważ podważał ideę Soborności. Wreszcie niemieckie tajne raporty stwierdzają, że pierwsze masowe aresztowania banderowców Niemcy rozpoczęli we wrześniu 1941 roku na prośbę przedstawicieli ukraińskich organizacji, przerażonych terrorom OUN (b). Niektóre wspomnienia ukraińskich działaczy potwierdzają ten pogląd. Było oczywiste, że w tych czasach Niemcy nie chcieli mieć konkurentów przy podejmowania decyzji, kogo karać, a kogo nie.
Mylą się ci, którzy mają nadzieję, że uda się ukryć te przykre strony ukraińskiej historii. Już bardzo wiele opublikowano i publikuje się coraz więcej każdego roku. Tymczasem wśród ukraińskich historyków, z nielicznymi wyjątkami, panuje ... cisza.
Poszczególne bardzo ciekawe zwiastuny się pojawiają, takie jak praca zachodnio-ukraińskiego historyka Maksyma Hona, który na podstawie analizy polskich meldunków policyjnych wykazał, że OUN rozpoczęła swoje antyżydowskie akcje nie pod koniec czerwca 1941 roku, i nawet nie we wrześniu 1939 r., ale znacznie wcześniej, na początku lat 1930-ych, aby wymusić ucieczkę Żydów z ukraińskich ziem. Niewielu jednak zwraca uwagę na takie badania.
Za to reguły gry ustala historyk Wołodymyr Wiatrowycz, który uważa za konieczne przemilczać, pomniejszać, lub nie uznawać za autentyczne faktów, który są sprzeczne z jego tezami (krytyczny przegląd naukowego podejścia Wiatrowycza szanowny czytelnik może znaleźć w artykule Johna-Paula Himki napisanym dla czasopisma "Ukraina Moderna").
Ale Wiatrowycz przynajmniej przyznaje istnienie problemu. Inni w ogóle go nie zauważają.
Powiedzmy, Serhij Kwit, obecny prezydent Kijowsko-Mohylańskiej Akademii, w swojej wielkiej monografii o Doncowie "wymyślił", by nie zauważać jego propagandy faszyzmu i radykalnego antysemityzmu, które dostrzegalne są w prawie każdym artykule, który Doncow opublikował w "Wisnyku" w latach 1930-ych.
Kult UPA na Zachodniej Ukrainie i wśród narodowo świadomej inteligencji pozostałej reszcie Ukrainy wyrządza poważną szkodę, dzieląc kraj. Gdy jeszcze na początku lat 1990-ych obiektem szacunku byli strzelcy siczowi i wśród politycznie aktywnych Galicjan ogólnie istniała świadomość, że OUN-UPA jest zbyt niejednoznacznym zjawiskiem, to w następnych latach wszystkie wątpliwości zostały odrzucone.
Analogicznie do postawy czarnoskórych Amerykanów do pogardliwego słowa "negr", Galicjanie oraz reszta świadomych Ukraińców przekształcili pogardliwy i wrogi wyraz "banderowcy", które słyszeli pod swoim adresem od rosyjskich nacjonalistów albo "swoich" rusofilów, w pozytywne samookreślenie.
Oczywiście, była to również szczególnego rodzaju odpowiedź na sakralizację w putinowskiej Rosji mitu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, która nie pozostawiła miejsca dla ukraińskiej identyczności.
Jednak taka identyfikacja jeszcze bardziej polaryzuje Ukrainę. To przez wspólne wysiłki Stalina, który wypędził Polaków, oraz Hitlera, który wymordował Żydów, przy współdziałaniu miejscowych nacjonalistów wielo-etniczna Galicja stała się w dużej mierze mono-etnicznym regionem.
Reszta Ukrainy nigdy nie będzie traktować pozytywnie organizacji, która zorganizowała rzeź mniejszości narodowych. Również kult UPA na Zachodniej Ukrainie drastycznie przeczy twierdzeniu o europejskości tego regionu.
Współczesna europejska identyczność jest oparta na odrzuceniu własnych totalitarnych tradycji - zarówno faszystowskiej, jak i komunistycznej - a nie jej heroizacji. Zresztą, Ukrainie wielokrotnie w czasach prezydentury Juszczenki przypominano z Zachodu, że kult UPA i europejska orientacja są nie do pogodzenia.
Kult ten sprzyja także propagowaniu neo-faszystowskich poglądów na Zachodniej Ukrainie. Wiele pro-faszystowskich stron internetowych zamieszcza cytaty z prac ounowskich ideologów, w których wyrażany jest podziw dla faszyzmu lub podkreśla się tożsamość ukraińskiego nacjonalizmu z faszyzmem, tak jak w wyżej wspomnianym artykule Jarosława Irszana.
Do czego to prowadzi, można sobie łatwo wyobrazić. Na początku młodzież jest wychowywana na heroizacji OUN, potem ona zaczyna zapoznawać się z odpowiednimi opracowaniami swoich bohaterów i zaczyna patrzeć na świat przez ich okulary. Aby zobaczyć rezultat, wystarczy obejrzeć marsz z pochodniami ku czci UPA z neonazistowskimi symbolami takimi jak "wilczy hak". Nie da się zbudować tolerancyjnej europejskiej Ukrainy na kulcie UPA. Raczej przeciwnie.
Jest również oczywiste, że nie cała historia UPA zasługuje na potępienie. Własne dokumenty UPA pokazują, że pod koniec roku 1943 - na początku roku 1944 masa ochotników dołączyła tam, aby uniknąć mobilizacji do czerwonej Armii lub w celu walki z krwawym stalinowskim reżimem. Oni nie mieli nic wspólnego z poprzednim mordowaniem ludności polskiej i żydowskiej. Wielu z nich zginęło bohatersko w walce z NKWD i nie dokonali żadnych zbrodni przeciwko ludności cywilnej.
Ci ludzie zasługują na szacunek. Nawet w kierownictwie OUN byli tacy, którzy krytycznie odnosili się do faszystowskich elementów jej ideologii. Nie było ich wielu, ale byli. Weźmy pod uwagę choćby wychodźcę ze Wschodniej Ukrainy Josipa Pozyczaniuka. Historycy powinni dać odpowiedź, jak wiele było takich osób.
Tymczasem Ukraina pilnie potrzebuje krytycznej i fachowej dyskusji o OUN. Unikanie otwartej dyskusji o OUN i masakrach ludności cywilnej, których ona dokonała, coraz bardziej tylko prowincjonalizuje ukraińską naukę historyczną, oddala ją od badań zachodnich i jednocześnie tworzy próżnię, z której będą korzystać naukowcy, pracujący młotem zamiast skalpelem w tej delikatnej materii, budujący swoją pozycję i nazwisko na wywoływaniu skandali.
Oznacza to, że podobne skandale nadal będą się zdarzać, jeden po drugim.
Materiał przesłany przez Wiesława Tokarczuk: przedruk ze strony www.istpravda.com.ua
Skandal z Rossolińskim-Liebe i stan ukraińskiej historii
Taras Kurylo - niedziela, 4 marzec 2012 rok, 11:15
http://www.istpravda.com.ua/columns/2012/03/4/75432/
o autorze: Taras Kurylo
Studiował na Wydziale historycznym Uniwersytetu Lwowskiego i Akademii Kijowsko-Mohylańskiej.
Obronił pracę magisterską i otrzymał tytuł doktora historii (Ph.D.) na University of Alberta, Edmonton (Kanada).
Skandal wokół odwołania wykładów niemieckiego historyka Rossolińskiego-Liebe nabiera coraz większych rozmiarów, już zyskał międzynarodowy rozgłos.
Bezwarunkowo na potępienie zasługuje próba zamknięcia usta panu Rossolińskiemu-Liebe, który miał prawo do wyrażania swoich poglądów. Szczególnie niedopuszczalne są groźby użycia przemocy fizycznej przeciwko niemu, o których on poinformował. Nie możemy jednak nie zauważyć, że skandal był przewidziany od samego początku.
Emocje wzbudziło już samo postawienie przez pana Rossolińskiego-Liebe tezy o Stepanie Banderze jako "faszyście" i OUN jako "organizacji faszystowskiej" i kontekst wypowiedzi, która miała koncentrować się na dokonywaniu przez banderowców masowych zabójstw ludności cywilnej.
W samym stwierdzeniu, że OUN należy do europejskiej faszystowskiej tradycji, nie ma nic nowego. Wielu zachodnich historyków zgadza się z tą tezą. Można odwoływać się do takich znanych ekspertów w dziedzinie historii Europy Wschodniej, jak Tymothy Snyder, John-Paul Himka, Amir Weiner, Frank Golczewski i wielu innych.
Inną rzeczą jest to, że żaden z nich nie wprowadza terminu "faszysta" do tytułów swoich prac naukowych, lecz wykorzystuje go raczej do określania ideologicznego podobieństwa do innych europejskich ruchów faszystowskich.
Za wyjątek można uważać artykuł Timothy Snydera "Faszystowski bohater w demokratycznym Kijowie", który ukazał się na jego blogu w The New York Review of Books, ale został on napisany dla zachodniej publiczności. Na Ukrainie słowo "faszysta" nabrało znaczenia obelgi, jego używanie eliminuje możliwość normalnej dyskusji.
W końcu to samo można powiedzieć o politycznej publicystyce na Zachodzie, gdzie termin "faszysta" jest często używany po to, aby obrazić jakiegokolwiek politycznego działacza z prawej strony sceny politycznej od centrum - powiedzmy, kanadyjskiego premiera i lidera konserwatystów Stevena Harpera. Pan Rossoliński-Libe doskonale o tym wie - ale mimo to używa tego terminu gdzie należy i gdzie nie, przez co świadomie wywołuje skandal.
Aby podejść do tego tematu spokojnie, warto uświadomić sobie, że "faszyzm" - nie jest obelżywym słowem. Faszyzm był modną ideologią w latach 1930-40-ych, ta ideologia zawładnęła duszami milionów ludzi.
Zachodnia Ukraina a szczególnie Galicja i ukraińska emigracja w Europie były włączone w ten ogólnoeuropejski proces - zwłaszcza ze względu na to, że kulturowy wpływ Niemiec (i niemieckiej Austrii) był bardzo silny. Dla wykształconych Galicjan Niemcy - to była przecież Europa. Wreszcie, niemal 150 letni pobyt w składzie państwa Austrii (a Austriaków tradycyjnie nazywano "Niemcami") nie tak łatwo zapomnieć.
W Galicji największym propagatorem włoskiego faszyzmu i niemieckiego hitleryzmu (właśnie tak przeważnie nazywano niemiecki narodowy socjalizm) był Doncow. On i jego otoczenie przełożyli (na język ukraiński) "Moją walkę" Hitlera i "Doktrynę faszyzmu" Mussoliniego, opublikowali książki, które z wielkim entuzjazmem opowiadały o Hitlerze, Mussolinim i ich ideologii.
Doncow propagował kult siły i wiele innych faszystowskich postulatów. Dla potwierdzenia prawidłowości swoich myśli nieustannie cytował Hitlera, Mussoliniego i innych faszystowskich ideologów czy działaczy - analogicznie do tego, jak ortodoksalni komuniści powołują się na Lenina lub Marksa. Zaprzeczał swoim oponentom, który twierdzili, że poglądy tego "wariata" nie mają nic wspólnego z faszyzmem.
Doncow wezwał do przyjęcia przez Ukraińców polityki Trzeciej Rzeszy, w tym wykorzystanie hitlerowskich metod rozwiązywania "kwestii żydowskiej". Prawie każdy jego artykuł, napisany po 1933 i do początku wojny, propagował faszyzm i szerzył nienawiść do Żydów. Można powiedzieć, że Doncow stworzył ukraińską wersję faszyzmu.
Doncow miał ogromny wpływ na umysły młodych Galicjan, przede wszystkim członków Krajowej Egzekutywy OUN, która później oddzieliła się jako banderowskie skrzydło OUN. Sami banderowcy w powojennych pamiętnikach wspominali, jak oni w tych czasach z entuzjazmem i bezkrytycznie "od deski do deski" zaczytywali się Doncowem.
Zresztą, Doncow nie był jedynym, który propagował faszyzm w Galicji. Współpraca z nazistowskimi Niemcami wzmocniła ideologiczne pożyczki. Pod koniec 1930 roku OUN nabyła wszelkie nieodłączne cechy organizacji faszystowskiej i jej ideologia była bardzo podobna do innych ruchów faszystowskich. Zapożyczenia doszły nawet do rytuału - czyli do wprowadzenia faszystowskiego pozdrowienia dla członków organizacji.
Jednym z elementów zapożyczenia było przejęcie idei o konieczności zastosowania rasowych kryteriów dla rozwiązania "kwestii żydowskiej". W szczególności, dokładnie to opisuje jeden z ideologów OUN Wołodymyr Martyneć w tytule swojej książce "Czy powinniśmy dbać o czystość rasy?"
Więc kiedy w lipcu 1941 roku Jarosław Stećko pisał: "[Ja] stoję na stanowisku zniszczenia Żydów i celowości przeniesienia na Ukrainę niemieckich metod eksterminacji żydostwa, z wyłączeniem ich asymilacji", a inny wiodący banderowiec, Stepan Łenkawśkij, twierdził: "Jeśli chodzi o Żydów, zaakceptujemy wszystkie metody, które przyczynią się do ich zniszczenia", wynikało to wprost z poprzedniej doncowsko-ounowskiej tradycji.
Zresztą, sami członkowie OUN wyznawali swoją ideową przynależność do europejskich ruchów faszystowskich. Tak więc w maju 1939 roku wódz OUN Andrij Melnyk zapewnił niemieckiego Ministra Spraw Zagranicznych Rosenberga, że jeśli chodzi o światopogląd, jego organizacja należy do tego samego rodzaju typu ruchów co niemiecki narodowy socjalizm i włoski faszyzm.
Jeszcze bardziej konkretnie wypowiada się jeden z ideologów OUN Jarosław Irszan w 1938 roku: "Ukraiński nacjonalizm operuje terminem "nacjonalizm" w tym znaczeniu, jak nacjonalizm niemiecki i włoski terminem "narodowy socjalizm" lub "faszyzm". Nacjonalizmy: faszyzm, narodowy socjalizm, nacjonalizm ukraiński itd. - to różne narodowe przejawy tego samego ruchu ".
Z innych publikacji OUN można dowiedzieć się, że oni często posługiwali się terminami "nacjonalizm" i "faszyzm" jako synonimami.
Ze względu na to wszystko OUN "pasuje" do klasyfikacji: "ogólny" (generic) - "faszyzm", której zachodnia historiografia używa dla określenia podobnych europejskich ruchów - jak na przykład włoskiego faszyzmu i niemieckiego nazizmu, ale również podobnych ruchów na Węgrzech, w Rumuni, Francji i innych krajach.
Nie ma niczego anty-ukraińskiego w tym zdefiniowaniu. Wreszcie, istnieje bogata ukraińska tradycja demokratyczna, która jeszcze w 1930 roku nazywała Doncowa i OUN faszystami i ostrzegała przed ich szkodliwym wpływem. Umiarkowani działacze ukraińscy opłakiwali wpływ faszyzmu i OUN Doncowa na ukraińską studencką młodzież, który "napłodził" mnóstwo-mnóstwo "mussoliniątek i hitlerzątek".
W powojennych czasach na faszystowski charakter OUN wskazywali nie tylko umiarkowani Galicjanie, ale także wielu wschodnio-ukraińskich uciekinierów z sowieckiego raju, takich jak Iwan Bahrianij. Demokratycznie zorientowani Ukraińcy protestowali przeciwko imigracji "ukraińskiego faszyzmu" Doncowa do Ameryki Północnej.
Takich przykładów można przytoczyć wiele. Inną rzeczą jest to, że ukraińska opinia publiczna zazwyczaj tego nie wie. Demokratyczna tradycja intelektualna okresu międzywojennego jest prawie nie znana, a przed oczami stoi przykład putinowskiej Rosji lub rusofilskich kręgów Ukrainy, które w swoich propagandowych działaniach nazywają "faszystami" wszystkich, którzy im nie odpowiadają.
W tym kontekście wykłady pana Rossolińskiego-Liebe postrzegane były jako jeden z elementów propagandowej kampanii Kremla. Swoim prowokacyjnym - demonstracyjnym zachowaniem on tylko wzmacniał takie wrażenia.
Nie wolno zapominać i o takim delikatnym aspekcie, że to turnee zostało zorganizowane przez przedstawicieli państwa, które ustanowiło okupacyjny faszystowski reżim na Ukrainie w czasie II Wojny Światowej, a już w naszych czasach zablokowało wejście Ukrainy do NATO i ogóle jest przyjmowane przez ukraiński ogół jako główny lobbysta Kremla i najbardziej anty-ukraińsko zorientowany kraj w Europie.
Organizacja wykładów połączona z wskazywaniem Ukraińcom, kto z nich jest faszystą, a kto - nie, wydaje się dla wielu aktem niemieckiej pychy i brakiem szacunku dla Ukrainy oraz podlizywaniem się Kremlowi.
Niestety, to nie pierwszy wypadek, kiedy panu Rossolińskiemu-Liebe towarzyszą skandale ze względu na prowokacyjny i agresywny sposób przedstawienia swoich opinii naukowych. To samo działo się podczas studiów na Uniwersytecie w prowincji Alberta, Edmonton.
Należy zauważyć, że ukraińska społeczność - tak jak w Edmonton, tak i zresztą w całej północnej Ameryce - celowo unika krytycznej dyskusji na temat historii OUN. Można to częściowo wytłumaczyć tym, że wiele ukraińskich organizacji zostało założonych przez członków albo sympatyków OUN, byłych weteranów Dywizji "Galicja" lub osoby, które w czasie wojny pracowały w niemieckich organizacjach. Oni albo ich potomkowie nadal zachowują mocną pozycję.
Ponadto wielu uważa, że takie dyskusje spowodują szkodę dla samych Ukraińców i wzmocnią oskarżenia ze strony innych grup etnicznych, przede wszystkim Żydów i Polaków. Dlatego starają się zamknąć usta tym nielicznym Kanadyjczykom pochodzenia ukraińskiego, którzy o tych kwestiach dyskutują.
Kanadyjski historyk John-Paul Himka został ogłoszony przez społeczność ukraińską "wrogiem numer jeden" i doznaje stałego nękania i nacisku z powodu swoich badań historycznych i społecznego stanowiska. Jest on postrzegany jako "zdrajca" swoich, który sprzyja "obcym". Jednocześnie społeczność ukraińska nie jest jednolita i wielu rozumie, że takie krytyczne dyskusje są potrzebne samym Ukraińcom.
W takiej sytuacji pan Rossoliński-Liebe zaczął oskarżać wiele ukraińskich organizacji o "faszyzm" za przychylny stosunek do OUN lub fakt, że dana organizacja została założona przez "faszystów". "Faszystowskimi apologetami" zostali mianowani nie tylko ideowi banderowcy, lecz także osoby, które zaprzeczały zbrodniczości OUN z różnych przyczyn - choćby braku znajomości danego tematu.
Pan Rossoliński Liebe oskarżał kanadyjski multikulturalizm o stworzenie warunków, w których "ukraińscy faszyści" odznaczali swoich bohaterów na koszt I przy wsparciu państwa. Tu w sposób sztuczny przenosił na grunt kanadyjski zachodnioeuropejską krytykę multikulturalizmu, który rzekomo utrudnia asymilację i sprzyja zachowaniu archaicznych norm wśród ogromnej społeczności wychodźców z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki.
Jest oczywiste, że dla pana Rossolińskieg-Liebe Ukraińcy, tak samo jak Arabowie europejscy i inne "zacofane" narody, wykorzystywali politykę państwa dla zachowania swoich archaicznych poglądów. Jednak w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, multikulturalizm w Kanadzie jest odbierany przez całe społeczeństwem, a zwłaszcza elitę polityczną, pozytywnie.
Wśród innych epitetu "faszystowski" doczekał się Kanadyjski Instytut Studiów Ukraińskich, zarówno za "kult UPA" - którego ja nie zauważyłem, pracując tam 6 lat (niechęć do dyskusji, przemilczanie tematu - tak, ale nie kult) - jak i za to, że jednym z jego założycieli był dawny członek dywizji "Galicja".
Oczywiście, fakt, że jeden z pozostałych założycieli służył w czasie II Wojny Światowej w armii brytyjskiej, nie miał dla Rossolińskiego-Liebe żadnego znaczenia. Zresztą, stosując takie podejście, można by konsekwentnego krytyka OUN Johna-Paula Himkę oskarżyć o "faszystowski kolaboracjonizm" - biorąc pod uwagę fakt, że swoim czasie pracował nad "faszystowskim projektem" Encyklopedii Ukrainoznawstwa, na czele z "faszystowskim" Kubijowyczem.
To podejście było boleśnie znajome. Uważnie przeczytawszy artykuł pana Rossolińskiego-Liebe o kanadyjskim multikulturalizmie i kulcie "faszyzmu ukraińskiego" w Edmonton zauważyłem, że jeśli zabrać tylko trzy (!) słowa, to można by go było śmiało opublikować w gazecie "Prawda" gdzieś w 1984 roku lub jeszcze lepiej w jednym z wydań "poczty im. Jarosława Hałana".
Po krytycznych uwagach pan Rossoliński-Liebe nieco złagodził swoje tezy w artykule, tym niemniej podstawowe tezy zostały zachowane.
Takie podejście rozgniewało społeczność ukraińską, w sposób oczywisty zniechęcając umiarkowane środowiska do krytycznej dyskusji na temat dziedzictwa OUN. Takie próby zaczęły być kojarzone z demonstracyjno-prowokacyjnym podejściem pana Rossolińskiego-Liebe i jeszcze bardziej wzmocniły stanowisko tych, którzy uważali takie dyskusje za szkodliwe dla Ukraińców, a także ukrainofobiczne.
Przyszło mi niezliczoną ilość razy powtarzać, że nie zgadzam się z wieloma jego tezami, a z innymi mogę zgodzić się tylko w złagodzonej i nie prowokacyjnej formie.
Krótko po tym podpisałem list protestacyjny przeciwko antysemickiej akcji jednej z ukraińskiej instytucji. W rezultacie otrzymałem zalew agresywnych listów, niektóre z nich cytowały pana Rossolińskiego-Libe, krytykującego mnie.
Mniej więcej tym samym czasie zostałem "nagrodzony" tytułom "faszystowskiego apologety" przez jedną profesorkę z University of Alberta, która w niewielkim stopniu orientowała się w historii Ukrainy, natomiast przeczytała artykuły pana Rossolińskiego-Liebe. Ten przykład tylko pokazuje, jak trudno było utrzymać trzeźwą równowagę w tej niezwykłej sytuacji.
We wszystkich tych skandalach, które towarzyszyły panu Rossilińskiemu-Liebe, jest jakiś element winy ukraińskich historyków i intelektualistów. Po upadku Związku Radzieckiego i otwarciu archiwów, na Zachodzie pojawiło się wiele ciekawych opracowań o ukraińskim ruchu nacjonalistycznym, wykonanych w krytycznym duchu naukowym.
Każdego roku pojawiają się nowe monografie albo artykuły na ten temat. Współczesna zachodnia historiografia ustaliła, że jeszcze przed sowiecko-niemiecką wojną OUN opracowała plany fizycznego zniszczenia, faktycznie ludobójstwa, mniejszości etnicznych - przede wszystkim Żydów i Polaków, w pewnym zakresie także Rosjan.
W pierwszych tygodniach wojny sama OUN albo lokalna milicja - którą organizowało i kontrolowało banderowskie skrzydło OUN - wyraźnie zachęcona przez SS, zorganizowała na Zachodniej Ukrainie pogromy żydowskie, w których zginęły dziesiątki tysięcy Żydów.
W następnym czasie policja ukraińska, w której banderowcy zachowali znaczne wpływy, szczególnie na Wołyniu, uczestniczyła w nazistowskim Holokauście Żydów przed ucieczką do lasu w marcu 1943 r. na rozkaz Prowydu OUN. Krótko po czym nowo powstała UPA rozpoczęła eksterminację "obcego etnicznie" elementu na Wołyniu, przede wszystkim Polaków, ale także niemieckich i czeskich kolonistów, Żydów, którzy ukrywali się w lasach i "nieprawomyślnych" Ukraińców.
Później eksterminacja Polaków została rozszerzona na Galicję oraz Nadsanie i Łemkowszczyznę. Znany historyk Timothy Snyder podkreślił, że eksterminacja Polaków na Wołyniu przypominała poprzednią eksterminację Żydów, najwyraźniej dlatego, że ukraińska policja. która teraz stanowiła rdzeń UPA, wykorzystywała swoje doświadczenie zdobyte w czasie Holokaustu.
Istnieje bogata ukraińska memuarystyka - zwłaszcza melnykowska - o terrorze banderowców stosowanym wobec swoich oponentów - Ukraińców. W 1943 roku na Wołyniu ten terror przybrał absurdalne formy, kiedy sąsiad załatwiał porachunki z sąsiadem poprzez donos-oszczerstwo do Służby Bezpieczeństwa OUN. Terror został rozprzestrzeniony nawet na mniejszości religijne (sztundyści) i na wschodnich Ukraińców, byłych żołnierzy lub dezerterów, którzy mieszkali w wioskach, ponieważ podejrzewano ich o prosowieckie sympatie.
Taki terror wywołał protesty nawet w szeregach samych ounowców, ponieważ podważał ideę Soborności. Wreszcie niemieckie tajne raporty stwierdzają, że pierwsze masowe aresztowania banderowców Niemcy rozpoczęli we wrześniu 1941 roku na prośbę przedstawicieli ukraińskich organizacji, przerażonych terrorom OUN (b). Niektóre wspomnienia ukraińskich działaczy potwierdzają ten pogląd. Było oczywiste, że w tych czasach Niemcy nie chcieli mieć konkurentów przy podejmowania decyzji, kogo karać, a kogo nie.
Mylą się ci, którzy mają nadzieję, że uda się ukryć te przykre strony ukraińskiej historii. Już bardzo wiele opublikowano i publikuje się coraz więcej każdego roku. Tymczasem wśród ukraińskich historyków, z nielicznymi wyjątkami, panuje ... cisza.
Poszczególne bardzo ciekawe zwiastuny się pojawiają, takie jak praca zachodnio-ukraińskiego historyka Maksyma Hona, który na podstawie analizy polskich meldunków policyjnych wykazał, że OUN rozpoczęła swoje antyżydowskie akcje nie pod koniec czerwca 1941 roku, i nawet nie we wrześniu 1939 r., ale znacznie wcześniej, na początku lat 1930-ych, aby wymusić ucieczkę Żydów z ukraińskich ziem. Niewielu jednak zwraca uwagę na takie badania.
Za to reguły gry ustala historyk Wołodymyr Wiatrowycz, który uważa za konieczne przemilczać, pomniejszać, lub nie uznawać za autentyczne faktów, który są sprzeczne z jego tezami (krytyczny przegląd naukowego podejścia Wiatrowycza szanowny czytelnik może znaleźć w artykule Johna-Paula Himki napisanym dla czasopisma "Ukraina Moderna").
Ale Wiatrowycz przynajmniej przyznaje istnienie problemu. Inni w ogóle go nie zauważają.
Powiedzmy, Serhij Kwit, obecny prezydent Kijowsko-Mohylańskiej Akademii, w swojej wielkiej monografii o Doncowie "wymyślił", by nie zauważać jego propagandy faszyzmu i radykalnego antysemityzmu, które dostrzegalne są w prawie każdym artykule, który Doncow opublikował w "Wisnyku" w latach 1930-ych.
Kult UPA na Zachodniej Ukrainie i wśród narodowo świadomej inteligencji pozostałej reszcie Ukrainy wyrządza poważną szkodę, dzieląc kraj. Gdy jeszcze na początku lat 1990-ych obiektem szacunku byli strzelcy siczowi i wśród politycznie aktywnych Galicjan ogólnie istniała świadomość, że OUN-UPA jest zbyt niejednoznacznym zjawiskiem, to w następnych latach wszystkie wątpliwości zostały odrzucone.
Analogicznie do postawy czarnoskórych Amerykanów do pogardliwego słowa "negr", Galicjanie oraz reszta świadomych Ukraińców przekształcili pogardliwy i wrogi wyraz "banderowcy", które słyszeli pod swoim adresem od rosyjskich nacjonalistów albo "swoich" rusofilów, w pozytywne samookreślenie.
Oczywiście, była to również szczególnego rodzaju odpowiedź na sakralizację w putinowskiej Rosji mitu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, która nie pozostawiła miejsca dla ukraińskiej identyczności.
Jednak taka identyfikacja jeszcze bardziej polaryzuje Ukrainę. To przez wspólne wysiłki Stalina, który wypędził Polaków, oraz Hitlera, który wymordował Żydów, przy współdziałaniu miejscowych nacjonalistów wielo-etniczna Galicja stała się w dużej mierze mono-etnicznym regionem.
Reszta Ukrainy nigdy nie będzie traktować pozytywnie organizacji, która zorganizowała rzeź mniejszości narodowych. Również kult UPA na Zachodniej Ukrainie drastycznie przeczy twierdzeniu o europejskości tego regionu.
Współczesna europejska identyczność jest oparta na odrzuceniu własnych totalitarnych tradycji - zarówno faszystowskiej, jak i komunistycznej - a nie jej heroizacji. Zresztą, Ukrainie wielokrotnie w czasach prezydentury Juszczenki przypominano z Zachodu, że kult UPA i europejska orientacja są nie do pogodzenia.
Kult ten sprzyja także propagowaniu neo-faszystowskich poglądów na Zachodniej Ukrainie. Wiele pro-faszystowskich stron internetowych zamieszcza cytaty z prac ounowskich ideologów, w których wyrażany jest podziw dla faszyzmu lub podkreśla się tożsamość ukraińskiego nacjonalizmu z faszyzmem, tak jak w wyżej wspomnianym artykule Jarosława Irszana.
Do czego to prowadzi, można sobie łatwo wyobrazić. Na początku młodzież jest wychowywana na heroizacji OUN, potem ona zaczyna zapoznawać się z odpowiednimi opracowaniami swoich bohaterów i zaczyna patrzeć na świat przez ich okulary. Aby zobaczyć rezultat, wystarczy obejrzeć marsz z pochodniami ku czci UPA z neonazistowskimi symbolami takimi jak "wilczy hak". Nie da się zbudować tolerancyjnej europejskiej Ukrainy na kulcie UPA. Raczej przeciwnie.
Jest również oczywiste, że nie cała historia UPA zasługuje na potępienie. Własne dokumenty UPA pokazują, że pod koniec roku 1943 - na początku roku 1944 masa ochotników dołączyła tam, aby uniknąć mobilizacji do czerwonej Armii lub w celu walki z krwawym stalinowskim reżimem. Oni nie mieli nic wspólnego z poprzednim mordowaniem ludności polskiej i żydowskiej. Wielu z nich zginęło bohatersko w walce z NKWD i nie dokonali żadnych zbrodni przeciwko ludności cywilnej.
Ci ludzie zasługują na szacunek. Nawet w kierownictwie OUN byli tacy, którzy krytycznie odnosili się do faszystowskich elementów jej ideologii. Nie było ich wielu, ale byli. Weźmy pod uwagę choćby wychodźcę ze Wschodniej Ukrainy Josipa Pozyczaniuka. Historycy powinni dać odpowiedź, jak wiele było takich osób.
Tymczasem Ukraina pilnie potrzebuje krytycznej i fachowej dyskusji o OUN. Unikanie otwartej dyskusji o OUN i masakrach ludności cywilnej, których ona dokonała, coraz bardziej tylko prowincjonalizuje ukraińską naukę historyczną, oddala ją od badań zachodnich i jednocześnie tworzy próżnię, z której będą korzystać naukowcy, pracujący młotem zamiast skalpelem w tej delikatnej materii, budujący swoją pozycję i nazwisko na wywoływaniu skandali.
Oznacza to, że podobne skandale nadal będą się zdarzać, jeden po drugim.
Materiał przesłany przez Wiesława Tokarczuk: przedruk ze strony www.istpravda.com.ua
Skandal z Rossolińskim-Liebe i stan ukraińskiej historii
Taras Kurylo - niedziela, 4 marzec 2012 rok, 11:15
http://www.istpravda.com.ua/columns/2012/03/4/75432/
o autorze: Taras Kurylo
Studiował na Wydziale historycznym Uniwersytetu Lwowskiego i Akademii Kijowsko-Mohylańskiej.
Obronił pracę magisterską i otrzymał tytuł doktora historii (Ph.D.) na University of Alberta, Edmonton (Kanada).
Skandal wokół odwołania wykładów niemieckiego historyka Rossolińskiego-Liebe nabiera coraz większych rozmiarów, już zyskał międzynarodowy rozgłos.
Bezwarunkowo na potępienie zasługuje próba zamknięcia usta panu Rossolińskiemu-Liebe, który miał prawo do wyrażania swoich poglądów. Szczególnie niedopuszczalne są groźby użycia przemocy fizycznej przeciwko niemu, o których on poinformował. Nie możemy jednak nie zauważyć, że skandal był przewidziany od samego początku.
Emocje wzbudziło już samo postawienie przez pana Rossolińskiego-Liebe tezy o Stepanie Banderze jako "faszyście" i OUN jako "organizacji faszystowskiej" i kontekst wypowiedzi, która miała koncentrować się na dokonywaniu przez banderowców masowych zabójstw ludności cywilnej.
W samym stwierdzeniu, że OUN należy do europejskiej faszystowskiej tradycji, nie ma nic nowego. Wielu zachodnich historyków zgadza się z tą tezą. Można odwoływać się do takich znanych ekspertów w dziedzinie historii Europy Wschodniej, jak Tymothy Snyder, John-Paul Himka, Amir Weiner, Frank Golczewski i wielu innych.
Inną rzeczą jest to, że żaden z nich nie wprowadza terminu "faszysta" do tytułów swoich prac naukowych, lecz wykorzystuje go raczej do określania ideologicznego podobieństwa do innych europejskich ruchów faszystowskich.
Za wyjątek można uważać artykuł Timothy Snydera "Faszystowski bohater w demokratycznym Kijowie", który ukazał się na jego blogu w The New York Review of Books, ale został on napisany dla zachodniej publiczności. Na Ukrainie słowo "faszysta" nabrało znaczenia obelgi, jego używanie eliminuje możliwość normalnej dyskusji.
W końcu to samo można powiedzieć o politycznej publicystyce na Zachodzie, gdzie termin "faszysta" jest często używany po to, aby obrazić jakiegokolwiek politycznego działacza z prawej strony sceny politycznej od centrum - powiedzmy, kanadyjskiego premiera i lidera konserwatystów Stevena Harpera. Pan Rossoliński-Libe doskonale o tym wie - ale mimo to używa tego terminu gdzie należy i gdzie nie, przez co świadomie wywołuje skandal.
Aby podejść do tego tematu spokojnie, warto uświadomić sobie, że "faszyzm" - nie jest obelżywym słowem. Faszyzm był modną ideologią w latach 1930-40-ych, ta ideologia zawładnęła duszami milionów ludzi.
Zachodnia Ukraina a szczególnie Galicja i ukraińska emigracja w Europie były włączone w ten ogólnoeuropejski proces - zwłaszcza ze względu na to, że kulturowy wpływ Niemiec (i niemieckiej Austrii) był bardzo silny. Dla wykształconych Galicjan Niemcy - to była przecież Europa. Wreszcie, niemal 150 letni pobyt w składzie państwa Austrii (a Austriaków tradycyjnie nazywano "Niemcami") nie tak łatwo zapomnieć.
W Galicji największym propagatorem włoskiego faszyzmu i niemieckiego hitleryzmu (właśnie tak przeważnie nazywano niemiecki narodowy socjalizm) był Doncow. On i jego otoczenie przełożyli (na język ukraiński) "Moją walkę" Hitlera i "Doktrynę faszyzmu" Mussoliniego, opublikowali książki, które z wielkim entuzjazmem opowiadały o Hitlerze, Mussolinim i ich ideologii.
Doncow propagował kult siły i wiele innych faszystowskich postulatów. Dla potwierdzenia prawidłowości swoich myśli nieustannie cytował Hitlera, Mussoliniego i innych faszystowskich ideologów czy działaczy - analogicznie do tego, jak ortodoksalni komuniści powołują się na Lenina lub Marksa. Zaprzeczał swoim oponentom, który twierdzili, że poglądy tego "wariata" nie mają nic wspólnego z faszyzmem.
Doncow wezwał do przyjęcia przez Ukraińców polityki Trzeciej Rzeszy, w tym wykorzystanie hitlerowskich metod rozwiązywania "kwestii żydowskiej". Prawie każdy jego artykuł, napisany po 1933 i do początku wojny, propagował faszyzm i szerzył nienawiść do Żydów. Można powiedzieć, że Doncow stworzył ukraińską wersję faszyzmu.
Doncow miał ogromny wpływ na umysły młodych Galicjan, przede wszystkim członków Krajowej Egzekutywy OUN, która później oddzieliła się jako banderowskie skrzydło OUN. Sami banderowcy w powojennych pamiętnikach wspominali, jak oni w tych czasach z entuzjazmem i bezkrytycznie "od deski do deski" zaczytywali się Doncowem.
Zresztą, Doncow nie był jedynym, który propagował faszyzm w Galicji. Współpraca z nazistowskimi Niemcami wzmocniła ideologiczne pożyczki. Pod koniec 1930 roku OUN nabyła wszelkie nieodłączne cechy organizacji faszystowskiej i jej ideologia była bardzo podobna do innych ruchów faszystowskich. Zapożyczenia doszły nawet do rytuału - czyli do wprowadzenia faszystowskiego pozdrowienia dla członków organizacji.
Jednym z elementów zapożyczenia było przejęcie idei o konieczności zastosowania rasowych kryteriów dla rozwiązania "kwestii żydowskiej". W szczególności, dokładnie to opisuje jeden z ideologów OUN Wołodymyr Martyneć w tytule swojej książce "Czy powinniśmy dbać o czystość rasy?"
Więc kiedy w lipcu 1941 roku Jarosław Stećko pisał: "[Ja] stoję na stanowisku zniszczenia Żydów i celowości przeniesienia na Ukrainę niemieckich metod eksterminacji żydostwa, z wyłączeniem ich asymilacji", a inny wiodący banderowiec, Stepan Łenkawśkij, twierdził: "Jeśli chodzi o Żydów, zaakceptujemy wszystkie metody, które przyczynią się do ich zniszczenia", wynikało to wprost z poprzedniej doncowsko-ounowskiej tradycji.
Zresztą, sami członkowie OUN wyznawali swoją ideową przynależność do europejskich ruchów faszystowskich. Tak więc w maju 1939 roku wódz OUN Andrij Melnyk zapewnił niemieckiego Ministra Spraw Zagranicznych Rosenberga, że jeśli chodzi o światopogląd, jego organizacja należy do tego samego rodzaju typu ruchów co niemiecki narodowy socjalizm i włoski faszyzm.
Jeszcze bardziej konkretnie wypowiada się jeden z ideologów OUN Jarosław Irszan w 1938 roku: "Ukraiński nacjonalizm operuje terminem "nacjonalizm" w tym znaczeniu, jak nacjonalizm niemiecki i włoski terminem "narodowy socjalizm" lub "faszyzm". Nacjonalizmy: faszyzm, narodowy socjalizm, nacjonalizm ukraiński itd. - to różne narodowe przejawy tego samego ruchu ".
Z innych publikacji OUN można dowiedzieć się, że oni często posługiwali się terminami "nacjonalizm" i "faszyzm" jako synonimami.
Ze względu na to wszystko OUN "pasuje" do klasyfikacji: "ogólny" (generic) - "faszyzm", której zachodnia historiografia używa dla określenia podobnych europejskich ruchów - jak na przykład włoskiego faszyzmu i niemieckiego nazizmu, ale również podobnych ruchów na Węgrzech, w Rumuni, Francji i innych krajach.
Nie ma niczego anty-ukraińskiego w tym zdefiniowaniu. Wreszcie, istnieje bogata ukraińska tradycja demokratyczna, która jeszcze w 1930 roku nazywała Doncowa i OUN faszystami i ostrzegała przed ich szkodliwym wpływem. Umiarkowani działacze ukraińscy opłakiwali wpływ faszyzmu i OUN Doncowa na ukraińską studencką młodzież, który "napłodził" mnóstwo-mnóstwo "mussoliniątek i hitlerzątek".
W powojennych czasach na faszystowski charakter OUN wskazywali nie tylko umiarkowani Galicjanie, ale także wielu wschodnio-ukraińskich uciekinierów z sowieckiego raju, takich jak Iwan Bahrianij. Demokratycznie zorientowani Ukraińcy protestowali przeciwko imigracji "ukraińskiego faszyzmu" Doncowa do Ameryki Północnej.
Takich przykładów można przytoczyć wiele. Inną rzeczą jest to, że ukraińska opinia publiczna zazwyczaj tego nie wie. Demokratyczna tradycja intelektualna okresu międzywojennego jest prawie nie znana, a przed oczami stoi przykład putinowskiej Rosji lub rusofilskich kręgów Ukrainy, które w swoich propagandowych działaniach nazywają "faszystami" wszystkich, którzy im nie odpowiadają.
W tym kontekście wykłady pana Rossolińskiego-Liebe postrzegane były jako jeden z elementów propagandowej kampanii Kremla. Swoim prowokacyjnym - demonstracyjnym zachowaniem on tylko wzmacniał takie wrażenia.
Nie wolno zapominać i o takim delikatnym aspekcie, że to turnee zostało zorganizowane przez przedstawicieli państwa, które ustanowiło okupacyjny faszystowski reżim na Ukrainie w czasie II Wojny Światowej, a już w naszych czasach zablokowało wejście Ukrainy do NATO i ogóle jest przyjmowane przez ukraiński ogół jako główny lobbysta Kremla i najbardziej anty-ukraińsko zorientowany kraj w Europie.
Organizacja wykładów połączona z wskazywaniem Ukraińcom, kto z nich jest faszystą, a kto - nie, wydaje się dla wielu aktem niemieckiej pychy i brakiem szacunku dla Ukrainy oraz podlizywaniem się Kremlowi.
Niestety, to nie pierwszy wypadek, kiedy panu Rossolińskiemu-Liebe towarzyszą skandale ze względu na prowokacyjny i agresywny sposób przedstawienia swoich opinii naukowych. To samo działo się podczas studiów na Uniwersytecie w prowincji Alberta, Edmonton.
Należy zauważyć, że ukraińska społeczność - tak jak w Edmonton, tak i zresztą w całej północnej Ameryce - celowo unika krytycznej dyskusji na temat historii OUN. Można to częściowo wytłumaczyć tym, że wiele ukraińskich organizacji zostało założonych przez członków albo sympatyków OUN, byłych weteranów Dywizji "Galicja" lub osoby, które w czasie wojny pracowały w niemieckich organizacjach. Oni albo ich potomkowie nadal zachowują mocną pozycję.
Ponadto wielu uważa, że takie dyskusje spowodują szkodę dla samych Ukraińców i wzmocnią oskarżenia ze strony innych grup etnicznych, przede wszystkim Żydów i Polaków. Dlatego starają się zamknąć usta tym nielicznym Kanadyjczykom pochodzenia ukraińskiego, którzy o tych kwestiach dyskutują.
Kanadyjski historyk John-Paul Himka został ogłoszony przez społeczność ukraińską "wrogiem numer jeden" i doznaje stałego nękania i nacisku z powodu swoich badań historycznych i społecznego stanowiska. Jest on postrzegany jako "zdrajca" swoich, który sprzyja "obcym". Jednocześnie społeczność ukraińska nie jest jednolita i wielu rozumie, że takie krytyczne dyskusje są potrzebne samym Ukraińcom.
W takiej sytuacji pan Rossoliński-Liebe zaczął oskarżać wiele ukraińskich organizacji o "faszyzm" za przychylny stosunek do OUN lub fakt, że dana organizacja została założona przez "faszystów". "Faszystowskimi apologetami" zostali mianowani nie tylko ideowi banderowcy, lecz także osoby, które zaprzeczały zbrodniczości OUN z różnych przyczyn - choćby braku znajomości danego tematu.
Pan Rossoliński Liebe oskarżał kanadyjski multikulturalizm o stworzenie warunków, w których "ukraińscy faszyści" odznaczali swoich bohaterów na koszt I przy wsparciu państwa. Tu w sposób sztuczny przenosił na grunt kanadyjski zachodnioeuropejską krytykę multikulturalizmu, który rzekomo utrudnia asymilację i sprzyja zachowaniu archaicznych norm wśród ogromnej społeczności wychodźców z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki.
Jest oczywiste, że dla pana Rossolińskieg-Liebe Ukraińcy, tak samo jak Arabowie europejscy i inne "zacofane" narody, wykorzystywali politykę państwa dla zachowania swoich archaicznych poglądów. Jednak w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, multikulturalizm w Kanadzie jest odbierany przez całe społeczeństwem, a zwłaszcza elitę polityczną, pozytywnie.
Wśród innych epitetu "faszystowski" doczekał się Kanadyjski Instytut Studiów Ukraińskich, zarówno za "kult UPA" - którego ja nie zauważyłem, pracując tam 6 lat (niechęć do dyskusji, przemilczanie tematu - tak, ale nie kult) - jak i za to, że jednym z jego założycieli był dawny członek dywizji "Galicja".
Oczywiście, fakt, że jeden z pozostałych założycieli służył w czasie II Wojny Światowej w armii brytyjskiej, nie miał dla Rossolińskiego-Liebe żadnego znaczenia. Zresztą, stosując takie podejście, można by konsekwentnego krytyka OUN Johna-Paula Himkę oskarżyć o "faszystowski kolaboracjonizm" - biorąc pod uwagę fakt, że swoim czasie pracował nad "faszystowskim projektem" Encyklopedii Ukrainoznawstwa, na czele z "faszystowskim" Kubijowyczem.
To podejście było boleśnie znajome. Uważnie przeczytawszy artykuł pana Rossolińskiego-Liebe o kanadyjskim multikulturalizmie i kulcie "faszyzmu ukraińskiego" w Edmonton zauważyłem, że jeśli zabrać tylko trzy (!) słowa, to można by go było śmiało opublikować w gazecie "Prawda" gdzieś w 1984 roku lub jeszcze lepiej w jednym z wydań "poczty im. Jarosława Hałana".
Po krytycznych uwagach pan Rossoliński-Liebe nieco złagodził swoje tezy w artykule, tym niemniej podstawowe tezy zostały zachowane.
Takie podejście rozgniewało społeczność ukraińską, w sposób oczywisty zniechęcając umiarkowane środowiska do krytycznej dyskusji na temat dziedzictwa OUN. Takie próby zaczęły być kojarzone z demonstracyjno-prowokacyjnym podejściem pana Rossolińskiego-Liebe i jeszcze bardziej wzmocniły stanowisko tych, którzy uważali takie dyskusje za szkodliwe dla Ukraińców, a także ukrainofobiczne.
Przyszło mi niezliczoną ilość razy powtarzać, że nie zgadzam się z wieloma jego tezami, a z innymi mogę zgodzić się tylko w złagodzonej i nie prowokacyjnej formie.
Krótko po tym podpisałem list protestacyjny przeciwko antysemickiej akcji jednej z ukraińskiej instytucji. W rezultacie otrzymałem zalew agresywnych listów, niektóre z nich cytowały pana Rossolińskiego-Libe, krytykującego mnie.
Mniej więcej tym samym czasie zostałem "nagrodzony" tytułom "faszystowskiego apologety" przez jedną profesorkę z University of Alberta, która w niewielkim stopniu orientowała się w historii Ukrainy, natomiast przeczytała artykuły pana Rossolińskiego-Liebe. Ten przykład tylko pokazuje, jak trudno było utrzymać trzeźwą równowagę w tej niezwykłej sytuacji.
We wszystkich tych skandalach, które towarzyszyły panu Rossilińskiemu-Liebe, jest jakiś element winy ukraińskich historyków i intelektualistów. Po upadku Związku Radzieckiego i otwarciu archiwów, na Zachodzie pojawiło się wiele ciekawych opracowań o ukraińskim ruchu nacjonalistycznym, wykonanych w krytycznym duchu naukowym.
Każdego roku pojawiają się nowe monografie albo artykuły na ten temat. Współczesna zachodnia historiografia ustaliła, że jeszcze przed sowiecko-niemiecką wojną OUN opracowała plany fizycznego zniszczenia, faktycznie ludobójstwa, mniejszości etnicznych - przede wszystkim Żydów i Polaków, w pewnym zakresie także Rosjan.
W pierwszych tygodniach wojny sama OUN albo lokalna milicja - którą organizowało i kontrolowało banderowskie skrzydło OUN - wyraźnie zachęcona przez SS, zorganizowała na Zachodniej Ukrainie pogromy żydowskie, w których zginęły dziesiątki tysięcy Żydów.
W następnym czasie policja ukraińska, w której banderowcy zachowali znaczne wpływy, szczególnie na Wołyniu, uczestniczyła w nazistowskim Holokauście Żydów przed ucieczką do lasu w marcu 1943 r. na rozkaz Prowydu OUN. Krótko po czym nowo powstała UPA rozpoczęła eksterminację "obcego etnicznie" elementu na Wołyniu, przede wszystkim Polaków, ale także niemieckich i czeskich kolonistów, Żydów, którzy ukrywali się w lasach i "nieprawomyślnych" Ukraińców.
Później eksterminacja Polaków została rozszerzona na Galicję oraz Nadsanie i Łemkowszczyznę. Znany hist
Artykuł przeczytano 2258 razy