Moje Kresy – Ludwika Józefkiewicz cz.3
Eugeniusz Szewczuk
Ukraiński dokument potwierdzający śmierć Marcina Kowalkowskiego
Enkawudziści wchodzą do domu, Где ваши гости – pyta starszyna. Nie ma – pada odpowiedź. Podwórko zostaje otoczone, a po świeżych jeszcze śladach ucieczki Marcin zostaje odnaleziony i wyciągnięty z kryjówki.
Tato, tato – wrzeszczał wniebogłosy syn Kazik, nie puścili go. Krzyku małego dziecka i tego momentu aresztowania nie zapomnę do końca życia – mówi pani Helena, bezpośredni świadek całego tragicznego zajścia.
W ostatniej chwili podbiega do Marcina brat Bronisław i wkłada mu do ręki różaniec. Za to otrzymuje potężny cios w głowę i po kopnięciu policyjnym butem w tyłek, upada na ziemię.
Ukraiński dokument potwierdzający śmierć Marcina Kowalkowskiego
Enkawudziści wchodzą do domu, Где ваши гости – pyta starszyna. Nie ma – pada odpowiedź. Podwórko zostaje otoczone, a po świeżych jeszcze śladach ucieczki Marcin zostaje odnaleziony i wyciągnięty z kryjówki.
Tato, tato – wrzeszczał wniebogłosy syn Kazik, nie puścili go. Krzyku małego dziecka i tego momentu aresztowania nie zapomnę do końca życia – mówi pani Helena, bezpośredni świadek całego tragicznego zajścia.
W ostatniej chwili podbiega do Marcina brat Bronisław i wkłada mu do ręki różaniec. Za to otrzymuje potężny cios w głowę i po kopnięciu policyjnym butem w tyłek, upada na ziemię.
Wywożą Marcina na tylnym siedzeniu w „towarzystwie” dwóch oprawców w niebieskich czapkach z czerwonym otokiem NKWD. Zabrali go do aresztu śledczego w Jaryczowie Nowym. Po jakimś czasie osadzono w więzieniu na Zamarstynowie we Lwowie. Nigdy więcej nie ujrzeliśmy Marcina Kowalkowskiego żywego, ani jego zwłok.
Pan Bóg sprawiedliwy, zły los dosięga jednak obu szubrawców. Pierwszy ginie od sowieckiej bomby w czasie nalotu w 1944 roku, drugi zostaje zamordowany przez banderowców w swojej rodzinnej wsi w 1945 roku.
Wraz z ucieczką przed nacierającymi hitlerowcami Sowieci rozpoczynają we lwowskich więzieniach rzeź osadzonych. W więzieniu zamarstynowskim nie potrafiono wykorzystać krótkiego okresu, gdy we wtorek 24 czerwca 1941 roku pozostało ono całkowicie niestrzeżone na wskutek chaosu wojennego i próbą wywołania przez Ukraińców powstania i przejęcia władzy przed nadejściem Niemców.
W czwartek 26 czerwca wszystkie cele zamknięto, więźniom kazano ułożyć się na podłodze, nie pozwalając się podnosić, a następnie zaczęto wywoływać po trzech, czterech i rozstrzeliwać z sąsiednich celach przy warkocie zapuszczonych silników samochodowych.
W jednej celi zostałam tylko sama – wspomina Wanda Ossowska, kurierka ppłk. Macielińskiego. „Czekałam miotając się po celi, niezdolna do myślenia, do skupienia się na modlitwę. Nic tylko obłędny strach i chaos. Tak upłynęła godzina, może dwie. Słyszałam w oddali stłumione głosy wielu ludzi, zdawałam sobie sprawę, że ten tłum więźniów czeka na samochody, czy może ustawiają ich w grupy i prowadzą na dworzec kolejowy.
Ale nagle ten gwar ludzi przerwał szum motorów, a więc jadą, już się pewno ładują, stłoczeni pod brezentem wozów, obstawieni strażą. I nagle w szum motorów wdziera się krzyk. Ten krzyk goni detonacja, strzelają. Boże znów strzelają. Całą noc słyszę ten hałas.
Zmieszane dźwięki motorów, krzyków, strzałów. Czasem ponad ten gwar wyrywa się krzyk rozpaczy, strachu, bólu. Już świt, gwar przycicha”. W całym więzieniu pozostało wśród żywych 5 kobiet i 65 mężczyzn. W sobotę, 28 czerwca w południe przybyli do więzienia ludzie z miasta, opuszczonego już przez Armię Czerwoną i pomagali więźniom wydostać się na zewnątrz.
Także w następne dni, począwszy już od niedzieli do wszystkich lwowskich więzień ciągnęły rodziny, którzy wśród zamordowanych poszukiwali swoich bliskich, starając się ich rozpoznać. Często było to niemożliwe, bo w upalną pogodę zwłoki gwałtownie rozkładały się.
Potworny zaduch pochodzący z trupów był wyczuwalny na setki metrów. Podczas kilkakrotnych przeszukiwań cel więziennych przez ojca Józefa Kowalkowskiego (prezesa Kasy Stefczyka w Prusach) i przyrodniego brata Bronisława, wśród stosu pomordowanych w zamarstynowskim więzieniu, nie odnaleziono ciała Marcina.
Prawdopodobnie, jak opowiadał jeden z ocalałych więźniów, któremu udało się przeżyć i przez jakiś czas przebywał w jednej celi razem z osadzonym Marcinem, czterech więźniów żołnierze wyprowadzili do sąsiedniej celi i tam ich od razu zastrzelono. Stos ciał leżał w tym miejscu prawie po sufit. Czterech następnych wyprowadzono na dziedziniec i prawdopodobnie wywieziono na Wschód i tam stracono.
Mówi o tym dokument otrzymany z ZG PCK w Warszawie z dnia 22.06.1977 roku, ale czy to wiarygodna wiadomość?. „W odpowiedzi na zgłoszone poszukiwania – Marcina Kowalkowskiego s. Józefa i Rozalii, urodzonego w 1911 roku w Prusach, powiat Lwów – z przykrością zawiadamiamy, że według informacji Radzieckiego Czerwonego Krzyża w Moskwie – Kowalkowski Marcin zmarł w dniu 26.VI.1941 roku”.
Mama wciąż była przygotowana na to, że nas także wywiozą na Sybir, za przedwojenną działalność ojca, jak i przez powiązania rodzinne z Kowalkowskimi. Już po wojnie, mieszkając w Dobrzyniu dowiedzieliśmy się, że rzeczywiście tak było.
Jak ojca informowała jedna z byłych pracownic gminy w Prusach tzw. Silrady, od początku byliśmy na liście wywozowej na Syberię. Sowieci po prostu nie zdążyli, od 22 czerwca musieli uciekać na Wschód przed nacierającymi wojskami hitlerowskimi.
Do szkoły powszechnej w Prusach zdążyłam uczęszczać tylko przez 8 miesięcy, od września 1944 roku do kwietnia 1945, gdyż 9 czerwca wywieziono nas na tzw. Ziemie Odzyskane. Mam jeszcze takie zaświadczenie wydane przez szkołę. Kierownictwo szkoły powszechnej w Prusach, powiat Lwów zaświadcza, iż uczennica Ludwika Serwadczak chodziła do I klasy, uczyła się bardzo dobrze, pieczątka i podpis kierownika szkoły.
Uczyła nas pani Rozalia Herman, siostra organisty Tomasza Bobry. Nie wiem czemu, ale mówili o niej Konikowa. Po wojnie pani Rozalia przez wiele lat uczyła i była kierownikiem szkoły w Ligocie Książęcej, powiat Namysłów. Pamiętam dobrze, że na dzień 7 listopada 1944 roku, czyli dzień rocznicy wybuchu Rewolucji Październikowej, szkoła nasza dostała nakaz uczestniczenia nauczycieli i dzieci w obchodach tej rocznicy w pobliskim Jaryczowie. Listopad, było już dość chłodno i deszczowo, jechaliśmy furmankami ciągnionymi przez konie.
Gdyby to było lato, to byłaby niezwykła podróż, a tak opatuleni rożnymi kocami i chustami, nie widzieliśmy nawet drogi którą poruszaliśmy się w kierunku północno – wschodnim od Prus. Podczas tamtej uroczystości, jako pierwszak tańczyłam w ładnym stroju krakowianki z partnerem do pary – Stanisławem Rawskim. Przepiękny gorset z blaszek – cekinów wyszyła mi siostra Stanisława, która śpiewała w chórze prowadzonym przez organistę Tomasza.
Na kursie kroju i szycia uczyła staruszka, nauczycielka Zarzycka, ta sama która uczyła jeszcze moją mamę, gdy była dzieckiem. Ten śliczny gorset, jako pamiątkę rodzinną przechowujemy do dzisiaj i niekiedy służy nam do pokazania się w nim jakiemuś dziecku na szkolnej lub kościelnej uroczystości. Jako dzieciaki bardzo lubiliśmy naszą panią Rozalię, bo była kochana, miała dobre podejście do dzieci. Wiele i ciekawie opowiadała o dzieciach walczących w 1918 roku o Lwów.
To ona opowiadała nam po raz pierwszy o Orlętach Lwowskich i nauczyła nas piosenki „Tylko mi Ciebie mamo” skomponowanej do słów wiersza pn.”Orlątko” pisarza Artura Opmmana, który obecnie przytoczę. O mamo, otrzyj oczy,
Z uśmiechem do mnie mów -
Ta krew, co z piersi broczy,
Ta krew - to za nasz Lwów!
Ja biłem się tak samo
Jak starsi - mamo, chwal! ...
Tylko mi ciebie, mamo,
Tylko mi Lwowa żal! ...
Z prawdziwym karabinem
U pierwszych stałem czat ... O, nie płacz nad swym synem,
Że za Ojczyznę padł ! ...
Z krwawą na kurtce plamą
Odchodzę dumny w dal ...
Tylko mi ciebie, mamo,
Tylko mi Lwowa żal! ...
Mamo, czy jesteś ze mną ?
Nie słyszę twoich słów ...
W oczach mi trochę ciemno ...
Obroniliśmy Lwów! ...
Zostaniesz biedna samą ...
Baczność za Lwów! Cel! Pal!
Tylko mi Ciebie, Mamo,
Tylko mi Polski żal...
Artur Oppman / OR-OT /
Cdn. Wspomnień wysłuchał ; Eugeniusz Szewczuk
Osoby pragnące wymienić doświadczenia o życiu na Kresach, nabyć moją książkę pt. „Moje Kresy” ze słowem wstępnym prof. St. Niciei, proszone są o kontakt ze mną tel. 607 565 427 lub e-mail pilotgienek@wp.pl
Pan Bóg sprawiedliwy, zły los dosięga jednak obu szubrawców. Pierwszy ginie od sowieckiej bomby w czasie nalotu w 1944 roku, drugi zostaje zamordowany przez banderowców w swojej rodzinnej wsi w 1945 roku.
Wraz z ucieczką przed nacierającymi hitlerowcami Sowieci rozpoczynają we lwowskich więzieniach rzeź osadzonych. W więzieniu zamarstynowskim nie potrafiono wykorzystać krótkiego okresu, gdy we wtorek 24 czerwca 1941 roku pozostało ono całkowicie niestrzeżone na wskutek chaosu wojennego i próbą wywołania przez Ukraińców powstania i przejęcia władzy przed nadejściem Niemców.
W czwartek 26 czerwca wszystkie cele zamknięto, więźniom kazano ułożyć się na podłodze, nie pozwalając się podnosić, a następnie zaczęto wywoływać po trzech, czterech i rozstrzeliwać z sąsiednich celach przy warkocie zapuszczonych silników samochodowych.
W jednej celi zostałam tylko sama – wspomina Wanda Ossowska, kurierka ppłk. Macielińskiego. „Czekałam miotając się po celi, niezdolna do myślenia, do skupienia się na modlitwę. Nic tylko obłędny strach i chaos. Tak upłynęła godzina, może dwie. Słyszałam w oddali stłumione głosy wielu ludzi, zdawałam sobie sprawę, że ten tłum więźniów czeka na samochody, czy może ustawiają ich w grupy i prowadzą na dworzec kolejowy.
Ale nagle ten gwar ludzi przerwał szum motorów, a więc jadą, już się pewno ładują, stłoczeni pod brezentem wozów, obstawieni strażą. I nagle w szum motorów wdziera się krzyk. Ten krzyk goni detonacja, strzelają. Boże znów strzelają. Całą noc słyszę ten hałas.
Zmieszane dźwięki motorów, krzyków, strzałów. Czasem ponad ten gwar wyrywa się krzyk rozpaczy, strachu, bólu. Już świt, gwar przycicha”. W całym więzieniu pozostało wśród żywych 5 kobiet i 65 mężczyzn. W sobotę, 28 czerwca w południe przybyli do więzienia ludzie z miasta, opuszczonego już przez Armię Czerwoną i pomagali więźniom wydostać się na zewnątrz.
Także w następne dni, począwszy już od niedzieli do wszystkich lwowskich więzień ciągnęły rodziny, którzy wśród zamordowanych poszukiwali swoich bliskich, starając się ich rozpoznać. Często było to niemożliwe, bo w upalną pogodę zwłoki gwałtownie rozkładały się.
Potworny zaduch pochodzący z trupów był wyczuwalny na setki metrów. Podczas kilkakrotnych przeszukiwań cel więziennych przez ojca Józefa Kowalkowskiego (prezesa Kasy Stefczyka w Prusach) i przyrodniego brata Bronisława, wśród stosu pomordowanych w zamarstynowskim więzieniu, nie odnaleziono ciała Marcina.
Prawdopodobnie, jak opowiadał jeden z ocalałych więźniów, któremu udało się przeżyć i przez jakiś czas przebywał w jednej celi razem z osadzonym Marcinem, czterech więźniów żołnierze wyprowadzili do sąsiedniej celi i tam ich od razu zastrzelono. Stos ciał leżał w tym miejscu prawie po sufit. Czterech następnych wyprowadzono na dziedziniec i prawdopodobnie wywieziono na Wschód i tam stracono.
Mówi o tym dokument otrzymany z ZG PCK w Warszawie z dnia 22.06.1977 roku, ale czy to wiarygodna wiadomość?. „W odpowiedzi na zgłoszone poszukiwania – Marcina Kowalkowskiego s. Józefa i Rozalii, urodzonego w 1911 roku w Prusach, powiat Lwów – z przykrością zawiadamiamy, że według informacji Radzieckiego Czerwonego Krzyża w Moskwie – Kowalkowski Marcin zmarł w dniu 26.VI.1941 roku”.
Mama wciąż była przygotowana na to, że nas także wywiozą na Sybir, za przedwojenną działalność ojca, jak i przez powiązania rodzinne z Kowalkowskimi. Już po wojnie, mieszkając w Dobrzyniu dowiedzieliśmy się, że rzeczywiście tak było.
Jak ojca informowała jedna z byłych pracownic gminy w Prusach tzw. Silrady, od początku byliśmy na liście wywozowej na Syberię. Sowieci po prostu nie zdążyli, od 22 czerwca musieli uciekać na Wschód przed nacierającymi wojskami hitlerowskimi.
Do szkoły powszechnej w Prusach zdążyłam uczęszczać tylko przez 8 miesięcy, od września 1944 roku do kwietnia 1945, gdyż 9 czerwca wywieziono nas na tzw. Ziemie Odzyskane. Mam jeszcze takie zaświadczenie wydane przez szkołę. Kierownictwo szkoły powszechnej w Prusach, powiat Lwów zaświadcza, iż uczennica Ludwika Serwadczak chodziła do I klasy, uczyła się bardzo dobrze, pieczątka i podpis kierownika szkoły.
Uczyła nas pani Rozalia Herman, siostra organisty Tomasza Bobry. Nie wiem czemu, ale mówili o niej Konikowa. Po wojnie pani Rozalia przez wiele lat uczyła i była kierownikiem szkoły w Ligocie Książęcej, powiat Namysłów. Pamiętam dobrze, że na dzień 7 listopada 1944 roku, czyli dzień rocznicy wybuchu Rewolucji Październikowej, szkoła nasza dostała nakaz uczestniczenia nauczycieli i dzieci w obchodach tej rocznicy w pobliskim Jaryczowie. Listopad, było już dość chłodno i deszczowo, jechaliśmy furmankami ciągnionymi przez konie.
Gdyby to było lato, to byłaby niezwykła podróż, a tak opatuleni rożnymi kocami i chustami, nie widzieliśmy nawet drogi którą poruszaliśmy się w kierunku północno – wschodnim od Prus. Podczas tamtej uroczystości, jako pierwszak tańczyłam w ładnym stroju krakowianki z partnerem do pary – Stanisławem Rawskim. Przepiękny gorset z blaszek – cekinów wyszyła mi siostra Stanisława, która śpiewała w chórze prowadzonym przez organistę Tomasza.
Na kursie kroju i szycia uczyła staruszka, nauczycielka Zarzycka, ta sama która uczyła jeszcze moją mamę, gdy była dzieckiem. Ten śliczny gorset, jako pamiątkę rodzinną przechowujemy do dzisiaj i niekiedy służy nam do pokazania się w nim jakiemuś dziecku na szkolnej lub kościelnej uroczystości. Jako dzieciaki bardzo lubiliśmy naszą panią Rozalię, bo była kochana, miała dobre podejście do dzieci. Wiele i ciekawie opowiadała o dzieciach walczących w 1918 roku o Lwów.
To ona opowiadała nam po raz pierwszy o Orlętach Lwowskich i nauczyła nas piosenki „Tylko mi Ciebie mamo” skomponowanej do słów wiersza pn.”Orlątko” pisarza Artura Opmmana, który obecnie przytoczę. O mamo, otrzyj oczy,
Z uśmiechem do mnie mów -
Ta krew, co z piersi broczy,
Ta krew - to za nasz Lwów!
Ja biłem się tak samo
Jak starsi - mamo, chwal! ...
Tylko mi ciebie, mamo,
Tylko mi Lwowa żal! ...
Z prawdziwym karabinem
U pierwszych stałem czat ... O, nie płacz nad swym synem,
Że za Ojczyznę padł ! ...
Z krwawą na kurtce plamą
Odchodzę dumny w dal ...
Tylko mi ciebie, mamo,
Tylko mi Lwowa żal! ...
Mamo, czy jesteś ze mną ?
Nie słyszę twoich słów ...
W oczach mi trochę ciemno ...
Obroniliśmy Lwów! ...
Zostaniesz biedna samą ...
Baczność za Lwów! Cel! Pal!
Tylko mi Ciebie, Mamo,
Tylko mi Polski żal...
Artur Oppman / OR-OT /
Cdn. Wspomnień wysłuchał ; Eugeniusz Szewczuk
Osoby pragnące wymienić doświadczenia o życiu na Kresach, nabyć moją książkę pt. „Moje Kresy” ze słowem wstępnym prof. St. Niciei, proszone są o kontakt ze mną tel. 607 565 427 lub e-mail pilotgienek@wp.pl
Artykuł przeczytano 653 razy